Obecne zasady, obowiązujące od lat 20. XX w., przewidują, że prokurator kieruje sprawę do sądu, uwzględniając jakość materiału dowodowego i interes publiczny w ściganiu. Wersja opracowana przez dyrektora generalnego urzędu prokuratorskiego Keira Starmera wprowadza "test na proporcjonalność". Jej celem jest zbilansowanie czasu i kosztów postępowania z ciężarem wykroczenia i wyrządzonej przez nie szkody. "W ograniczonej liczbie przypadków, przy podejmowaniu (prokuratorskiej) decyzji, wskazane jest rozważenie, czy ściganie jest proporcjonalne do konkretnego czynu przestępczego" - głoszą proponowane wytyczne. Może to oznaczać, że sprawcy drobnych przestępstw, czy wykroczeń jak np. kradzieży towaru w sklepie, drobnej napaści, naubliżania komuś w miejscu publicznym, włamania, spowodowania niewielkich szkód materialnych itp. unikną kary. - Poczucie proporcji z pewnością powinno być elementem decyzji, czy interes publiczny wymaga prokuratorskiego ścigania. (...) Jednak uwypuklanie proporcjonalności jest niebezpieczne, zbyt łatwo może stać się powodem zaniechania stosowania prawa ustanowionego przez parlament - uważa Desmond Brown, przewodniczący Stowarzyszenia Adwokatów Sądowych. Jeszcze ostrzej proponowane zmiany skrytykował znany konserwatywny poseł David Davies, który je nazwał ironicznie "kartą praw kryminalisty" i "ciosem dla wszystkich tych, którzy uważają, iż przestępstwo zasługuje na karę". Natomiast według Dana Hyde'a, prawnika specjalizującego się w sprawach karnych, "klauzula proporcjonalności pozwoliłaby zlikwidować marnotrawstwo środków na niepotrzebne procesy sądowe". Wśród spraw, które nie trafiłyby do sądu, gdyby proponowane zmiany weszły w życie, gazeta wymienia przypadek 71-letniej niepełnosprawnej pani, pociągniętej do odpowiedzialności za uderzenie nastolatka, który rzucał kamieniami w fasadę jej domu. Nie odpowiadałby też mężczyzna, który po pijanemu ukradł banana wartości 25 pensów - sprawa ta kosztowała podatnika 20 tys. funtów szterlingów.