Według opublikowanego dziś raportu, rekordowy napływ w ostatnich latach "nie miał żadnego (lub miał niewielki) wpływu" na ogólny stan gospodarki. Rząd brytyjski otworzył rynek pracy dla obywateli z nowych krajów UE 1 maja 2004 roku, bez ograniczeń. Raport, w którego przygotowaniu uczestniczyło dwóch byłych ministrów skarbu, odczytywany jest jako krytyka laburzystowskiego rządu, który otwarcie brytyjskiego rynku pracy uzasadniał korzyściami ekonomicznymi, a łączny wkład imigrantów do gospodarki wyliczył na 6 mld funtów. Od tej metodologii dystansują się autorzy raportu, stwierdzając, iż zamiast przyjmować za punkt wyjścia ogólny wkład imigrantów do produktu krajowego brutto, należy stosować kryterium dochodu na głowę mieszkańca. Okazuje się wówczas, iż dla statystycznego obywatela korzyść będąca wynikiem imigracji jest znikoma. Autorzy raportu przyznają, że imigracja korzystna jest dla samych imigrantów i dla pracodawców, ale tracą na niej nisko płatne grupy miejscowych pracowników, młodzież wchodząca na rynek pracy oraz mniejszości etniczne, które muszą liczyć się ze wzrostem konkurencji. Innym negatywnym skutkiem imigracji jest windowanie cen nieruchomości. Dokument odrzuca wysuwany przez rząd argument, w myśl którego imigranci są niezbędni dla wypełnienia luk w rynku pracy i wykonywania prac, których nie chce podjąć się miejscowa siła robocza. "Rząd powinien określić limit imigracji netto i ustalić (elastyczne - przyp. red.) zasady polityki imigracyjnej pod kątem jego osiągnięcia, a nie tak jak to się dzieje, dawać pierwszeństwo (sztywnym - przyp. red.) zasadom, których wynikiem jest duży napływ imigrantów" - powiedział mediom jeden z autorów raportu lord Layard. Komisja Izby Lordów krytykuje też przyjęty przez rząd system punktów przyznawanych imigrantom spoza UE określający ich przydatność dla brytyjskiego rynku pracy. Komisja uznała, iż budzi on zastrzeżenia z punktu widzenia spójności. Raport wypomina też rządowi, że nie potrafi statystycznie wyliczyć zjawiska imigracji, co utrudnia m.in. Bankowi Anglii kształtowanie polityki pieniężnej. Według Danny'ego Sriskandaraja - dyrektora wpływowego ośrodka badawczego IPPR (Institute for Public Policy Research), bliskiego Partii Pracy, konkluzja raportu komisji Izby Lordów "jest uproszczona i wprowadza w błąd". Wiceminister spraw wewnętrznych Liam Byrne nazwał dokument "pożądanym wkładem do dyskusji" o imigracji. Z kolei dyrektor niezależnego, antyimigracyjnego think tanku Migrationwatch, Andrew Green, uznał, że "raport rozrywa na strzępy ekonomiczne względy wysuwane przez rząd, stojące za czynnym zachęcaniem do imigracji".