Agnieszka ma 47 lat, męża i dwoje dzieci. Z pracą u niej ostatnio krucho, dorywcze zajęcia nie przynoszą wielkich pieniędzy. Mimo to Agnieszka wciąż jest radosna, znajomi twierdzą, że ma w sobie światło. I ze zdziwieniem dodają, że to wszystko dzięki wierze. Dla nich to nie do pojęcia. Agnieszka o Bogu mówi prosto, bez zadęcia: - Jesteśmy razem przez cały czas, dlatego mam dobry humor. Kłócimy się czasem, zwłaszcza o dzieci. Ale na ogół jesteśmy zgodni... Agnieszce wiara daje siłę i radość. Taką codzienną, która pomaga przetrwać kolejną porażkę zawodową, rozmowę z wrednym szefem, chorobę córki, psoty syna. Jest jednak wyjątkiem. Z opinii socjologów wynika, że większość polskich katolików nie utożsamia wiary z radością. A przecież mówił brat Roger z Taize: "Ewangelia nie wzywa nas do tego, byśmy byli ponurzy. Nie ogarnia istot ludzkich pesymistycznym spojrzeniem. Wręcz przeciwnie. Przychodzi po to, by wzbudzać spokojną radość". Święty w fontannie Ks. Tomasz Horak tak pisał o radości: "A Bóg? Czy nie cieszy się nami?". Prorocy wołali: "Twój Bóg rozraduje się tobą!". (...) Apostoł Paweł wprost nakazuje radość. "Kochać Boga to cieszyć się Bogiem. Także światem, który nam dał. Cieszyć się ludźmi, którzy z Jego daru nas otaczają. Cieszyć się chwilą obecną i wiecznością, która nas czeka. Gdy zaś przychodzą dni trudne, bolesne, straszne, to owa radość na długo daje siły, a jej wspomnienie pozwala przetrwać najgorsze". Wśród świętych Kościoła było wielu ludzi pogodnych. Był św. Franciszek z Asyżu, był św. Filip Neri, który bawił się z dziećmi w fontannach Rzymu i wesołek św. Brat Albert... Zresztą dawniej nikogo nie dziwił roześmiany, czasem rubaszny kaznodzieja. Kto dziś na przykład pamięta średniowieczny risus paschalis, czyli śmiech wielkanocny? W niedzielę wielkanocną duchowni wygłaszali kazania okraszone żartami i dowcipami, aby podkreślić, iż minął czas smutku i wyrzeczenia. Tak komentowali teksty biblijne, by rozśmieszyć słuchaczy. Były więc i niewinne dykteryjki, i dosadne historie... Św. Tomasz Morus pozostawił po sobie modlitwę o dar humoru: "Daj mi, Panie, dobre trawienie, a także coś do strawienia. Obdarz mnie duszą, której obca jest nuda, która nie zna szemrania, wzdychania i skarg. I nie pozwól, abym zbytnio troszczył się o to rozpychające się coś, które nazywa się ČjaÇ. Panie, obdarz mnie poczuciem humoru, daj mi łaskę rozumienia żartów, abym zaznał w życiu nieco szczęścia i podzielił się nim z innymi". Pogoda z ducha wiary Jednakże pokolenie naszych dziadków i babć znało już jedynie chrześcijaństwo majestatyczne, pełne ciągłego przypominania o pokucie, bojaźni bożej, grzechu i Sądzie Ostatecznym. - Jeszcze ja na lekcjach religii uczyłem się przede wszystkim o Bogu, który jest sędzią sprawiedliwym. Prawda o Bogu, który jest miłością, dotarła do mnie, gdy byłem już prawie pełnoletni - mówi 40-letni Marian Bieniek, menedżer. Dopiero w drugiej połowie XX wieku, po drugim soborze watykańskim, Kościół znów zaczął mówić o radości. Znamienne, że Konstytucja Duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, która powstała na końcu obrad soborowych w 1965 r., zaczyna się od słów "Gaudium et spes", czyli właśnie od "radości i nadziei". Francuski filozof Rene Le Senne mówił: "głównym dowodem istnienia Boga jest dla mnie radość, którą odczuwam na samą myśl o Jego istnieniu". Jednak w Polsce czerpanie pogody ducha z wiary wciąż, szczególnie dla starszego pokolenia, jest nieporozumieniem. - Wiara to wyrzeczenie - powtarza moja mama, osoba bardzo religijna. Ale jest przy tym osobą śmiertelnie smutną i delikatnie mówiąc, nieprzepadającą za ludźmi - opowiada 32-letnia Izabela, logopeda. Klaszczmy i radujmy się Kiedy dzieciaki z Arki Noego zaczęły śpiewać o "świętym uśmiechniętym", wielu Polaków było oburzonych, większość - zaskoczonych: jak tak można klaskać i skakać? Zdumienie budził ks. Marek Wójcicki, twórca Absurdalnego Kabaretu z Domu Pomocy Społecznej Republika w Chorzowie, zwycięzcy Przeglądu Artystycznego Kabaretów Autorskich PAKA. O. Jacek Salij, dominikanin, żartuje, że katastrofą dla polskiej kultury jest fakt, że nie umiemy śpiewać. - Nasi sąsiedzi, zwłaszcza ze Wschodu, są w tym świetni, śpiewając chwalą Pana - mówi o. Jacek. - Polskie wydanie katolicyzmu jest smutne i melancholijne. Z całej palety barw, jaka jest w chrześcijaństwie, wyciągamy tylko cierpienie, rezygnację i ból - mówi prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny. - Wygląda na to, że nastawiamy się na ziemską niedolę. Kiedy byłem w kościele w USA, nie mogłem podczas kazania wyjść ze zdumienia. Ksiądz zamiast stać jak u nas, na ambonie, chodził wśród wiernych z mikrofonem przypiętym do sutanny. Wciągał ich w rozmowę, śmiał się, żartował. Szok! Nasze podejście wynika z historii, w której niewiele było miejsca na radość. Smutna wersja religii wynika z powagi, z jaką traktujemy świat - dodaje psycholog. Historyczna melancholia Argument historyczny w pewnym sensie nas tłumaczy: przez wieki Kościół był ostoją polskości. Kiedy angażował się w walkę o przetrwanie narodu, nikt nie myślał o śmiechu. Ks. Michał Fordubiński żartuje, że melancholia jest wynikiem... klimatu. - Włosi czy Hiszpanie okazują swoją wiarę bardzo spontanicznie i ekspresyjnie, natomiast Niemcy czy mieszkańcy zimnej Skandynawii są bardziej powściągliwi. Podobnie Polacy - mówi. Dodaje jednak, że nie uznaje tego za wadę. - Polski katolicyzm nie jest ponury, tylko poważny - mówi. - To rzeczywiście może wynikać z historii, ale też z mentalności Polaków i tego, że żyjemy w ciężkich czasach. Widzę w kościele ludzi, którzy może się nie uśmiechają, nie klaszczą i nie podskakują, ale są i czerpią z tego radość. Przychodzą do kościoła po spokój i refleksję. Jednak w mniejszych grupach, na spotkaniach młodzieży czy pielgrzymkach, jest już zupełnie inaczej. Obok zadumy jest też śmiech i radość - dodaje. O. Jacek Salij dodaje, że radość poznaje się nie tylko po tym co zewnętrzne. - Katolik może być poważny na zewnątrz, a w środku radosny - mówi. Inny, pracujący w warszawskim hospicjum ksiądz o radości i smutku wie chyba wszystko. - Hospicjum, wbrew pozorom, nie jest miejscem ponurym. Są oczywiście łzy, ale też i radość. Nie ta krzykliwa, ale spokojna, bardzo głęboka. Radość z życia, które jeszcze przed nami, radość z rozrachunku z samym sobą, radość z pogodzenia ze skłóconą rodziną, która dopiero w obliczu śmiertelnej choroby kogoś bliskiego zdaje sobie sprawę z tego co najważniejsze. No i oczywiście radość z bliskiego spotkania z Panem - dodaje. Dawka energii Jan Pospieszalski, muzyk i dziennikarz, cieszy się, że wiele w polskim katolicyzmie się zmienia. Po części to zasługa jego kolegów - licznych nawróconych artystów, którzy zachowali dowcip, szaleństwo, fantazję. Sam Pospieszalski z wiary czerpie codzienną radość i siłę. To dzięki niej przetrwał śmierć synka. I wciąż potrafi się uśmiechać. - Przecież w samym słowie "ewangelia" jest wielka dawka energii - mówi Pospieszalski. - Wyraz ten znaczy głosić dobrą nowinę. W wierze człowiek odkrywa coś niesamowitego, mianowicie to, że nie jest sam. Już to jest wielką radością! Pomaga przetrwać trudne chwile. Pamiętajmy jednak, że wiara to pogoda ducha, a nie głupi śmiech. Ewa Jagalska, współpraca: ef, joa, sw