Rumsfeld potwierdził wczoraj, że będzie to szeroka kampania, która ma uporać się z problemem terroryzmu wszędzie tam, gdzie on istnieje. Jak podkreślił, chodzi o zniszczenie struktur, kryjówek, obozów szkoleniowych i odcięcie od źródeł finansowania. Jak pisze dziś "The Washington Post" plany tej wojny oznaczają odejście od koncepcji budowy potężnych sił uderzeniowych, jak choćby podczas wojny w Zatoce Perskiej. Chodzi raczej o wykorzystanie oddziałów specjalnych, wspomaganych atakami bombowymi z powietrza. Towarzyszyłyby tej kampanii działania wywiadowcze, polityczne i ekonomiczne, które miałyby zniechęcić rządy krajów wspierających terroryzm do dalszej pomocy. Problemy ze stacjonowaniem wojsk w Pakistanie mogą zmusić USA do trzymania większości swych sił na morzu i przerzucania ich w pobliże granicy z Afganistanem przy pomocy śmigłowców dopiero w ostatniej chwili. W samym Pakistanie byłyby tylko niewielkie jednostki zabezpieczające operację. Większe siły mogłyby także stacjonować na terenie przyjaznym Stanom Zjednoczonym - Kuwejtu i Omanu. W regionie są już dwa lotniskowce "Carl Vinson" i "Enterprise". Zmierza tam także lotniskowiec "Theodore Roosevelt". Gdzie jednak dokładnie są lotniskowce - nie wiadomo. Z internetowej strony zniknęła pokazywana zwykle pozycja lotniskowca "USS Carl Vinson". Co więcej załoga okrętu - prawie sześć tysięcy osób, dostała zakaz wysłania e-maili do swych rodzin. Podobnie jest w przypadku "USS Enterprise". Ponadto Stany Zjednoczone wysyłają kolejny transport paliwa - dwieście trzydzieści pięć tysięcy baryłek z Kuwejtu do swej bazy Diego Garcia na oceanie Indyjskim, a także do baz w Korei Południowej i Japonii.