Jak kiedyś powiedziała Hanka Bielicka, człowiek naprawdę stary jest wtedy, kiedy świeczki na tort kosztują więcej niż tort. Na tortach weselnych umieszcza się urocze figurki państwa młodych w uścisku. To projekcja życzeń. Żeby trwali. I tu sztab jubilata się nie popisał. Mogli umieścić na torcie cyfry 55 z czekolady - to aluzja do wieku - i obok znak % - to aluzja do życzenia. Wybrali inną możliwość. Twarz kandydata. I telewizje pokazały ten tort. W trakcie krojenia. Z zasady taki tort powinien kroić jubilat i rozdawać gościom. Nie dziwię się jubilatowi, że tego nie zrobił. Komu oko, a komu usta, że o krawacie nie wspomnę. Jubilat, jak podano, był u siebie w puszczy w Hajnówce. Podejrzewam, że jeszcze raz czyta te tysiące maili, które go namówiły do włączenia się w politykę i zastanawia się, co tym skurczybykom odpisać. I pisze oświadczenie majątkowe, które miał podać do publicznej wiadomości. "Życie w puszczy płynie. Na szczęście za rogiem jest Cimoszewicz". A tymczasem panujący prezydent wraz z małżonką, by uczcić rozpoczynający się festiwal filmów w Gdyni, spotkał się z gubernatorem Szwarcenegerem. Co prawda, jak stwierdził, nie bardzo lubi filmy z udziałem gospodarza, ale cieszy się, że się spotkał. Gubernator odwdzięczył mu się podobnie, mówiąc, że kocha Polskę, która prawie graniczy z Austrią i nie może się doczekać, kiedy tam pojedzie z rodziną. Nie podał czyją. Ciekawe, z jakimi aktorami spotkaliby się kandydaci Tusk i Kaczyński, gdyby ich wybrano. Na razie spotykają się z politykami przyjeżdżającymi z zagranicy. Prezydent w USA gawędzi z Terminatorem, a tu za niego spotykają się kandydaci. Przyjechał minister z Francji i najpierw spotkał się z Donaldem Tuskiem, a potem z Lechem Kaczyńskim. Czyli nie wie jeszcze, kto wygra . Proszę! Francuz, a nie wie. Pani Merkel z Niemiec spotkała się tylko z panem Tuskiem. Wie? Zwolennicy Lecha Kaczyńskiego liczą, że jeszcze wszystko może się odwrócić. Najlepiej by było, gdyby pan Lech mógł odegrać rolę męża opatrznościowego lub szeryfa. To niestety jest uzależnione od jakiegoś nieszczęścia. Na razie na wszelki wypadek Lech Kaczyński pojawia się w miejscach niebezpiecznych, jak kopalnia czy Mielec. Tak jak licealista, który marzy, by zapaliła się szkoła i by mógł z płomieni wynieść koleżankę, w której się kocha. Tylko, że najczęściej te marzenia kończą się wyrwaniem do odpowiedzi lub dzwonkiem. I lepiej, bo nie wiadomo, czy by ją uniósł. Krzysztof Piasecki