- To kolejny skandal, wskazujący na to, że prokuratura nie jest w stanie obiektywnie prowadzić tego postępowania. Prokuratura nie jest na służbie prawa i samorządności, ale na służbie grupy trzymającej władzę - skomentował tę decyzję Zbigniew Ziobro (PiS), członek komisji śledczej wyjaśniającej aferę Rywina. - Ustaliliśmy, dzięki opiniom biegłych, że fałszerstwa dokonano w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, w czasie kiedy nad projektem pracował zespół pod kierownictwem pani Sokołowskiej. Pani Jakubowska była w pełni świadoma faktu, że zmiany zaszły, nawet je uzasadniała. Zupełnie inaczej natomiast przedstawiała tę sprawę, kiedy wybuchł skandal i kiedy zeznawała przed komisją - mówi poseł PiS. Także inny członek komisji śledczej, Jan Rokita, uważa, że "fałszerstwo ustawy medialnej było niewątpliwe, uczestnictwo Aleksandry Jakubowskiej w dezinformacji na temat tego fałszerstwa niebudzące wątpliwości, a dojście do sprawców fałszerstwa - bardzo łatwe, ponieważ zostały dyski komputerowe". - Jeśli więc prokuratura nie potrafiła do tego dojść, to znaczy, że w ogóle nie wiadomo, po co utrzymujemy z podatków prokuraturę - stwierdził poseł PO. - Aż mi się nie chce wierzyć - tak na decyzję prokuratury zareagował szef komisji śledczej, Tomasz Nałęcz. - Premier Marek Belka deklarował: zero pobłażliwości dla afer. Co ta deklaracja znaczy w obliczu takich decyzji? - pytał Nałęcz. - Mój pogląd jest inny niż prokuratury, która umorzyła śledztwo w sprawie zniknięcia z projektu ustawy o RTV słów "lub czasopisma". Zbadam tę decyzję i niewykluczone, że zostanie ona uchylona - powiedział z kolei zastępca prokuratora generalnego, Kazimierz Olejnik. Wydział ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie ujawnił dziś, że decyzja o umorzeniu śledztwa zapadła jeszcze wczoraj. Ponieważ nikt nie został uznany w tej sprawie za pokrzywdzonego, to jeśli Prokuratura Krajowa nie uchyli tej decyzji, postanowienie się uprawomocni. Przyjęcie formuły umorzenia "niewykrycie sprawców" oznacza, że prokuratura doszła do wniosku, iż do przestępstwa doszło, jednak nie udało się ustalić, kto je popełnił, lub zabrakło dowodów pozwalających na przedstawienie zarzutów osobom, które o to podejrzewano. Prawo mówi, że jeśli w przyszłości ujawnią się nowe okoliczności związane ze sprawą, organa ścigania mają obowiązek wznowić śledztwo i pociągnąć winnych do odpowiedzialności przed sądem. Śledztwo dotyczyło "przerobienia w marcu 2002 r. dokumentu w postaci rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji poprzez usunięcie z treści art. 36 ust. 3 pkt 1 wyrazów 'lub czasopisma'". Brak tych słów oznaczał, że wydawcy czasopism mieli możliwość zakupu ogólnopolskiej telewizji, a wydawcy dzienników - nie. Prokuratura badała sprawę od lipca 2003 r. na wniosek sejmowej komisji śledczej od sprawy Lwa Rywina. Prowadzone od lipca 2003 r. śledztwo było przedłużane czterokrotnie. Prokuratura przesłuchała w nim jako świadków Jakubowską oraz Annę Wojciechowską (dziennikarkę, która wykryła brak słów). Według dziennikarki, Jakubowska powiedziała jej 27 marca 2002 r., że słowo "lub czasopisma" zostało usunięte z projektu nowelizacji ustawy o mediach, gdyż uznano, że było to zbyt restrykcyjne. Tymczasem Jakubowska oświadczyła, że nie pamięta rozmowy z Wojciechowską i nie może brać odpowiedzialności za jej interpretację. Wcześniej podawano, że biegli informatycy zbadali już zabezpieczone przez prokuraturę dyski komputerów, na jakich pracowano nad projektem nowelizacji. Podczas lipcowej konfrontacji w sejmowej komisji śledczej między uczestnikami spotkania w Rządowym Centrum Legislacji z 25 marca 2002 r., na którym omawiano poprawki legislacyjno-redakcyjne do projektu noweli, strony pozostały przy swoich dotychczasowych wersjach zeznań. Bożena Szumielewicz z RCL zasiadała kolejno naprzeciw każdego z pozostałych uczestników spotkania: prawnika Ministerstwa Kultury Tomasza Łopackiego, zastępczyni szefowej Departamentu Prawnego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Iwony Galińskiej oraz szefowej tego Departamentu Janiny Sokołowskiej. Szumielewicz podtrzymała, że rozmówcy zapewnili ją 25 marca, że "po ostatecznych ustaleniach i uzgodnieniach" nie ma w projekcie słów "lub czasopisma". Konfrontowane z nią osoby zaprzeczyły tej wersji. Będący podstawą śledztwa artykuł kodeksu karnego przewiduje karę od 3 miesięcy do 5 lat więzienia dla tego, kto "w celu użycia za autentyczny podrabia lub przerabia dokument".