Narzeka Pan na komercjalizację świąt? - Nie. Apele o pewien umiar są jak najbardziej wskazane, ale nie namawiałbym do występowania przeciw komercjalizacji. Święta to przecież okres żniw dla firm. Niektóre z nich realizują grubo ponad 40 proc. rocznych przychodów w czwartym kwartale, co jest związane z erupcją popytu na towary i usługi typowe dla okresu świątecznego. Dlatego trudno się dziwić, że chcą maksymalnie wykorzystać szał zakupów, uruchamiając marketingowe zachęty coraz wcześniej. Jest to generalnie korzystne dla gospodarki i budżetu, a więc dla nas wszystkich. Gdyby ktoś nagle zakazał wykorzystywania świąt w celach handlowych, skutki byłyby zdecydowanie negatywne. Spadłyby przychody firm, obniżyłyby się produkt krajowy brutto i wpływy do budżetu, głównie z podatku VAT. Zauważmy też, ile zjawisk pozytywnych wiąże się z komercjalizacją: akcje zbierania produktów dla biednych, prezentów dla dzieci z ubogich rodzin, Wigilie dla bezdomnych i samotnych, występy artystyczne, z których dochód przekazywany jest potrzebującym itp. W tym roku szczególnie ostre protesty wywołało umieszczenie symboli świątecznych na papierze toaletowym sprzedawanym przez Rossmann... Gdybym odpowiadał w firmie za marketing, to pewnie bym takich środków nie stosował. Ale z drugiej strony nie róbmy z tego dramatu. Firmy nadużywają świątecznej symboliki, będą nadal to robić i takie ekscesy są nie do uniknięcia - uważa rozmówca "Życia Warszawy". Pełny tekst rozmowy - w dzisiejszym wydaniu stołecznego dziennika.