Lindenbreg nie kryje rozgoryczenia: - "Piszę do ciebie, ponieważ nabrałem niezbitego przekonania, że pod Twoim kierownictwem gazeta, którą z ogromnym wysiłkiem stworzyłem i której poświęciłem kilka lat ciężkiej pracy, a której wiele osób oddało swoje umiejętności, zapał i nadzieje, schodzi na psy i znika z rynku. Do trzynastych urodzin jeszcze się doczołga. W czternaste wątpię." -" Brukowiec żyje z cynicznego grania na emocjach czytelników, z wykorzystywania ich przerażenia, nienawiści, wścibstwa, seksualnego podniecenia, zawiści. Im lepiej trafia w uprzedzenia i resentymenty, im bardziej czytelników ogłupia i szokuje, tym lepiej się, podobno, sprzedaje. Robienie takiej gazety wymaga bezczelności, pomysłowości i braku skrupułów. Nie chciałem takiej gazety robić. Starałem się stworzyć gazetę, której czytelnicy nie musieliby wstydzić się tego, że ją trzymają w ręce, a pracujący w niej wstydzić się, że w niej pracują, chociaż nie pracują w 'Rzeczpospolitej'. " Twórca "SE" współczuje dziennikarzom pracującym w gazecie - "Nie wiem, co sądzą czytelnicy, ale jeśli chodzi o pracowników 'Super Expressu', to myślę, że skutecznie udało Ci się ich przekonać, że określenie 'szmatławiec' dobrze pasuje do gazety, w której pracują. I że nie są z tego dumni." Lindenberg nie daje wiary tłumaczeniom Ziomeckiego: - "Słyszałem w radiu, jak usprawiedliwiałeś decyzję o publikacji zdjęć martwego Waldemara Milewicza - chodziło ci rzekomo o to, żeby czytelnicy zrozumieli okropieństwo wojny. Kłamałeś. Po pierwsze, zdjęcia te nie pokazują żadnego okropieństwa, którego czytelnicy by nie znali, a wręcz przeciwnie - wydaje się z nich, że żadnej wojny nie ma, a zabity wygląda identyczne jak w każdej strzelaninie mafijnej. Po drugie, istnieje taka zasada, że nie pokazuje się twarzy zabitych, z uwagi na uczucia ich rodzin. Po trzecie, wykorzystałeś śmierć kolegi dla zarobienia pieniędzy. Wielokrotnie tłumaczyłeś, że publikowanie w gazecie rozmaitych rzeczy, których przyzwoitość ludzka a rzetelność dziennikarska nie dopuszcza, jest konieczne dlatego, że 'czytelnicy mają prawo wiedzieć'." Nie zostawia też suchej nitki na wydawcy "SE": - "Prezes firmy Bonnier tłumaczył mi kiedyś, że 'Super Express' ma być gazetą popularną, ale taką, żeby jego ciotka mogła ją przeczytać bez wstydu i obrzydzenia. Albo się zmienił ten prezes, albo mu ciotka umarła." Wniosek Lindenberga jest jednoznaczny: - "Zostały Ci dwa wyjścia. Robić dalej to, co robisz i doprowadzić 'Super Express' do bankructwa albo zrezygnować i dać gazecie szansę. Ma jej już bardzo niewiele. Z każdym następnym dniem Twojego kierowania, z każdym świństwem, które jej robisz, ma jej mniej."