Uczciwość każe zacząć ocenę pierwszego roku rządów Donalda Tuska od zarysowania kontekstu polityczno-instytucjonalnego, w którym jego rząd się porusza. Nie jest to bowiem kontekst normalny. Rok kulawych kaczorów - Jerzy Marek Nowakowski ocenia politykę zagraniczną ekipy Tusk-Sikorski Instytucjonalny klincz Normalnie w demokracjach europejskich jest tak, że jeśli desygnowany na stanowisko premiera polityk ma w parlamencie większość wystarczającą do sformowania rządu, ma też w dalszej perspektywie możliwości rządzenia. Tworzy rząd, a następnie przejmuje odpowiedzialność za państwo: rządzi. Problemy zaczynają się dopiero wtedy, kiedy większość parlamentarna się z jakichś powodów sypie. W Polsce nic takiego się nie dzieje, koalicja PO-PSL dość zgodnie (jak na polskie standardy: bardzo zgodnie) współpracuje. Mimo to raz po raz słyszymy, że jakiś ważny element rządowego programu ostatecznie nie wejdzie w życie, najpierw z powodu weta prezydenta, a następnie z powodu niemożności dogadania się większości parlamentarnej z opozycją co do warunków odrzucenia weta. Co nas w tym zakresie różni od wspomnianych europejskich demokracji? Nie uprawnienie głowy państwa do wetowania ustaw. Można dyskutować o wysokości progu potrzebnego do przełamania weta, ale to jest problem szczegółowy. Istotne jest to, że zawsze ten próg jest wyższy niż większość potrzebna do funkcjonowania rządu. Nie różni nas tak bardzo radykalizm opozycji w stosunku do polityki rządu. Z tym w Europie bywa różnie, ale zgódźmy się, że świętym prawem opozycji jest wykazywać na każdym kroku - słusznie czy niesłusznie - błędy rządu. Prezydent w opozycji do rządu Tym, co nas wyróżnia na tle innych demokracji parlamentarnych, jest notoryczna opozycyjność głowy państwa w stosunku do rządu. Prezydent Lech Kaczyński obrał sobie za misję zwalczanie tego rządu i odzyskanie władzy przez Prawo i Sprawiedliwość. Nikt poważny nie głosi potrzeby odebrania Prezydentowi RP prawa weta. Nikt poważny nie oczekuje od Lecha Kaczyńskiego, że stanie się on stronnikiem rządu Tuska. Ale prezydent, który blokuje najważniejsze zamierzenia rządu, w istocie uniemożliwia mu rządzenie, czyli wypełnienie kontraktu, jaki rząd zawarł z wyborcami w momencie, gdy tworzące go partie stawały do wyborów. Coś im przecież obiecywały. Zobacz galerię Jeśli teraz miałoby się okazać, że niemal nic z tego nie ma się zrealizować, bo sprzeciwia się temu prezydent, to wręcz sens demokracji politycznej zostałby postawiony na głowie. W moim przekonaniu takie stanowisko prezydenta to naruszenie, nie litery wprawdzie, ale na pewno ducha przepisów konstytucyjnych. Te przepisy wszak czynią prezydenta gwarantem prawidłowego funkcjonowania państwa, nie zaś gwarantem interesów takiej czy innej partii. Ale jest, jak jest, i rząd Tuska musi sobie radzić w takich warunkach politycznych, jakie są mu dane. Jak sobie radzi? Moim zdaniem, średnio. Platforma - PiS: wojna totalna Wielu komentatorów słusznie zwraca uwagę na to, że obie główne partie wzajemnie "nakręcają się" we wrogości, bo jest im to z pewnych względów wygodne. Jest im wygodnie mieć przeciwnika totalnego, niemalże wroga. Kiedy ostatnio (spotkanie Jarosława Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem, poprzedzające Radę Gabinetową poświęconą kryzysowi finansowemu) ze strony Prawa i Sprawiedliwości padły pod adresem rządu nieco łagodniejsze tony, niektórzy politycy Platformy ujawnili dziennikarzom - poufnie! - swoje obawy. Mówili, że umiarkowana linia PiS-u nie jest im na rękę, lepiej się czują w warunkach wojny totalnej. Te konfidencjonalne wyznania dużo mówią o polskiej polityce: o jej teatralności, przerysowanych ocenach. Zamiast rywalizować z przeciwnikiem na gruncie realnych różnic, lepiej przedstawić go jako trzygłowego potwora, bo wtedy ratunkiem jest tylko "nasza" partia. Rezultatem takich politycznych namiętności jest zawłaszczenie niemal całej przestrzeni medialnej przez obie główne partie. I ma to swoje konsekwencje czysto elektoralne. Polityczne wybryki kontrolowane Zauważmy: mniejsze partie (PSL oraz podzielona lewica) uzyskują w sondażach regularnie znacznie mniejsze poparcie społeczne niż w wyborach sprzed roku. Zapewne więc w najbliższych wyborach ich stan posiadania jeszcze bardziej się skurczy, co może oznaczać, że (z racji 5-procentowego progu) po prostu wypadną poza parlamentarną burtę. QUIZ: Co ty wiesz o premierze? Ta sytuacja ma dwóch ojców: i PiS, i Platformę. Wszyscy obserwatorzy polskiej sceny politycznej zgodnie zwracają uwagę na dwie postaci z Platformy: Janusza Palikota i Stefana Niesiołowskiego. Nie da się utrzymywać na serio - jak to nieraz próbują czynić władze PO - że obaj posłowie dokonują tych wybryków politycznych na własną odpowiedzialność. Skoro partia nie potrafi ich zdyscyplinować, ani się z nimi rozstać, bierze tym samym na siebie odpowiedzialność za ich ekscesy. FOTOREPORTAŻ: Tusk u władzy - minął rok KOMIKS: Słońce Peru, czyli o premierze na wesoło Na następnej stronie: dlaczego marszałek Komorowski jest stronniczy, kto nie jest patriotą według prezesa Kaczyńskiego, w czym Platforma Obywatelska jest lepsza od Unii Wolności.