Kamil Stoch i Piotr Żyła mają po 32 lata, jeszcze starszy jest Stefan Hula, który we wrześniu skończył 33 lata. Już niedługo może się okazać, że Kubacki sam będzie ciągnął ten wózek, choć i on nie jest młodzieniaszkiem, bo dobija już do trzydziestki. Przy okazji sukcesu naszego zawodnika w Turnieju Czterech Skoczni, Małysz przestrzega: - Trzeba wziąć się dosyć mocno do pracy, bo z zapleczem nie jest wesoło. - Cały czas czegoś brakuje. Przychodzą dzieci, ale po drodze się gubią. Mamy talenty, a potem zanikają i idą do pracy - mówi o niewesołych sytuacjach dyrektor naszej reprezentacji. Przed erą Małysza sytuacja w polskich skokach była dramatyczna. Wydaje się, że dziś dyscyplinie nie grozi taka zapaść organizacyjna, lecz nie znaczy to, że wciąż będą sukcesy. - Kadra przede mną to był Wojciech Skupień i trener Pawlusiak. Później dokooptowano nas. Apoloniusz Tajner w końcu chciał stworzyć zespół i dopiero od tamtego czasu istnieje polska kadra w skokach narciarskich, prawdziwa, a nie fikcyjna - wspominał Orzeł z Wisły po triumfie Kubackiego w Bischofshofen. Przypomniano między innymi sytuację sprzed lat, gdy nie można było rozegrać mistrzostw Polski w skokach, bo nie zgłosiła się minimalna, wymagana regulaminem, liczba... sześciu zawodników. - Było pięciu i zadzwoniono po kogoś, kto niedawno zakończył karierę. Zgodził się wziąć udział w konkursie i dzięki temu odbyły się mistrzostwa - mówił Małysz. Czy za kilka lub kilkanaście lat podobna sytuacja znów się nie zdarzy? - Musimy postawić na to, żeby tracić jak najmniej talentów. Dzięki temu pojawiają się tacy zawodnicy jak Kamil Stoch czy Dawid Kubacki - dodał zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni z 2001 roku. Pytanie, jak to zrobić, skoro godnych następców Stocha, Żyły, a za chwilę Kubackiego, nie widać. Z Bischofshofen Waldemar Stelmach