Żyła skakał w środę na 133,5 i 133 m, ale nie ukrywał, że nie ustrzegł się błędów. - Na progu było wszystko fajnie, tylko za wcześnie. Prawdopodobnie przedobrzyłem - przyznał. - Pierwszy skok był w porządku, a drugi był trochę ponad możliwości. Metrowo wyszło to samo, ale można było dużo lepiej odlecieć - dodał. Nasz skoczek po noworocznych zawodach był w bardzo dobrym nastroju. - Może o jedno piwo za dużo wypiłem - śmiał się, komentując swoje skoki. - Ani nie wygrałem w pokera, ani na skoczni nie wygrałem. Nie wiem, jak to możliwe, co się w ogóle dzieje. Niesprawiedliwe to jest - żartował drugi skoczek Turnieju Czterech Skoczni sprzed trzech lat, nawiązując do sylwestrowej rozgrywki karcianej z kolegami z reprezentacji. Niespodziewanym zwycięzcą konkursu został młody Norweg Marius Lindvik, którzy w parze KO pokonał właśnie Żyłę, a Polak awansował jako "szczęśliwy przegrany". Skaczący tuż przed Żyłą Noweg wyrównał rekord skoczni kapitalnym lotem na 143,5 m. - Słyszałem to na górze. Ale to w zasadzie do mnie nie dociera, koncentruję się na sobie. Nie pomogło mi to, ani nie przeszkodziło - skomentował nasz skoczek, który skakał bezpośrednio po zwycięzcy zawodów. - Jeszcze jest druga część turnieju, ale trzeba każdy konkurs traktować jako oddzielne zawody. Jeśli w Oberstdorfie już się myśli o Bischofshofen, to można popłynąć. Na pewno chciałoby się trochę więcej. Swoje trzeba robić, żeby w kolejnych konkursach było lepiej - podsumował Żyła. Z Garmisch-Partenkirchen Waldemar Stelmach