Decydujące rozstrzygnięcia zapadną w poniedziałek w austriackim Bischofshofen, gdzie rekord skoczni (145 m) od zeszłego roku należy do Kubackiego. Ale młody Lindvik "złapał" niesamowitą formę, wygrał dwa ostatnie konkursy i pokazał, że niestraszne mu żadne wyzwania. Dla kogo duża skocznia w Bischofshofen okaże się szczęśliwa? - Norwegowie są lotnikami i jeśli będzie wiatr przedni, to im będzie bardzo sprzyjało. Mamy nadzieję, że będzie lekko z tyłu albo cisza i wtedy warunki będą równe - mówił Małysz. Sobotni konkurs w Innsbrucku był nieco loteryjny. - W drugiej serii warunki dla Kubackiego i Lindvika były trudne, ale i ta zielona kreska poszła wysoko do góry. Gdyby warunki były lepsze, ich przewaga nad rywalami w klasyfikacji generalnej pewnie byłaby jeszcze większa - stwierdził Orzeł z Wisły. Małysz podkreślił, że jeszcze nic nie zostało rozstrzygnięte. - Dawid musi być skoncentrowany do końca, trenerzy "w dziupli" nie są w stanie nic zrobić. Czasem bardziej się tam denerwujemy niż sam zawodnik - powiedział. Kubacki, jak sam zaznacza, nigdy nie patrzy w tabelki i nie analizuje sytuacji rywali, ale skupia się na swoich skokach. - Nawet jak on nie patrzy, to wy (dziennikarze - red.) go uświadomicie. Zawodnik nie kalkuluje, sprawdzając tabelki, ale to do niego i tak dochodzi. Tak samo na rozbiegu zawodnik często nie wie, ile skoczył jego poprzednik, ale gdy słyszy wrzawę na dole, już wie, że był to daleki skok - mówił triumfator Turnieju Czterech Skoczni z 2001 roku. Przed rokiem tę prestiżową imprezę wygrał Ryoyu Kobayashi. Obecny turniej też zaczął od zwycięstwa, ale po trzecim konkursie spadł z fotela lidera. - Kobayashi nie jest w tak stabilnej formie, jak w zeszłym sezonie. Skacze dobrze, ale popełnia błędy. Jego skoki nie są już tak płynne, jak przed rokiem, więc można z nim wygrywać - podkreślił Małysz. Już dziś o 16.30 kwalifikacje w Bischofshofen, a w poniedziałek o 17.15 ostatni konkurs TCS. Z Bischofshofen Waldemar Stelmach