Klasyczna "wtopa" w Engelbergu, a łącznie tylko dwa miejsca w pierwszej dziesiątce na siedem konkursów - tak wyglądał dorobek Kubackiego w bieżącym sezonie tuż przed startem Turnieju Czterech Skoczni. Wśród głównych faworytów imprezy wymieniano Polaka, ale był nim Kamil Stoch. Kubacki przed rokiem zajął czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej turnieju, nieznacznie przegrywając miejsce na podium. Na starcie bieżącej edycji nie obiecywał, że wskoczy na "pudło". - Dobrymi chęciami wiadomo, co jest wybrukowane. Na wynik patrzy się na koniec turnieju - podkreślał. Jak się okazało, była to zasłona dymna naszego skoczka, a wszystko zmieniło się już w Oberstdorfie, gdzie Kubacki wraz z trenerem Michalem Doleżalem dokonali drobnych poprawek. Wypaliło! - Przez noc z soboty na niedzielę przegadaliśmy wszystko z trenerami, znaleźliśmy detale, które mogą pomóc i to starałem się zastosować od pierwszego skoku - mówił niespełna 30-letni skoczek po zajęciu trzeciego miejsca w Oberstdorfie. Trzy dni później w Garmisch-Partenkirchen Kubacki znów był trzeci i marzenia o podium w klasyfikacji generalnej turnieju nabrały realnych kształtów. Jak się okazało, nie był to koniec dobrych wieści. Na Bergisel w Innsbrucku Polak ustąpił miejsca już tylko Norwegowi Mariusovi Lindvikowi i wskoczył na fotel lidera turnieju, mimo że nie wygrał żadnego z konkursów. Pozostały decydujące rozstrzygnięcia w Bischofshofen. Z Bischofshofen Waldemar Stelmach