To relacja 22-letniej uczestniczki pielgrzymki, która wyszła jedynie z lekkimi obrażeniami z niedzielnej katastrofy koło Grenoble we francuskich Alpach. Śmierć poniosło 26 z 50 osób jadących autokarem. Kobieta ta ocalała z pożaru autobusu dzięki temu, że siedząca obok koleżanka, która wypadła przez rozbite okno pojazdu pomogła jej wydostać się na zewnątrz z płonącego wraku. - Nie jechaliśmy szybko, autobus toczył się w dół raczej powoli. Nagle z przodu autobusu coś trzasnęło i wówczas rozległ się krzyk kierowcy - opowiada pasażerka. Joanna Osiennicka-Cerynger z konsulatu polskiego w Lyonie, która znalazła się wraz z mężem, polskim konsulem, już w dwie godziny po wypadku na miejscu tragedii, rozmawiała w niedzielę wieczorem z personelem świetnie wyposażonego Hopital Nord w Grenoble. Przebywa tam dwadzieścioro spośród rannych pasażerów autokaru. Pozostałych czworo jest w szpitalu południowym w Grenoble, dokąd prawdopodobnie zostaną przewiezione jeszcze niektóre inne osoby lekko ranne. Joanna Osiennicka-Cerynger powiedziała, że trzy ofiary katastrofy są "w szczególnie ciężkim stanie". Nie odzyskały przytomności. Spośród dwunastu pasażerów, którzy są w stosunkowo dobrym stanie jedna osoba ma nogę złamaną w czterech miejscach, inna - złamany obojczyk. Jednak nawet ci, którzy odnieśli nieznaczne obrażenia - powiedziała pani Osiennicka-Cerynger - decyzją francuskich lekarzy spędzą przynajmniej najbliższą noc na obserwacji w szpitalu.