Bo przecież w ciągu ostatnich kilkunastu lat nauczyliśmy się, że można spokojnie jeść śniadanie w Warszawie, lunch w Paryżu, a kolację w Nowym Jorku. I że nie ma w tym niczego niezwykłego. Ale jak się okazało, podróż z Irkucka do Tomska (jakieś 2 tysiące kilometrów) jest możliwa albo pociągiem przez dwie doby, albo samolotem - ale przez Moskwę. Gigantyczne syberyjskie odległości były niegdyś przemierzane przez setki małych, brudnych i dysponujących głównie miejscami stojącymi samolocików AN-24 sowieckiego Aerofłotu. Ale były one po pierwsze tanie, a po drugie, było ich całe mnóstwo. Teraz po Syberii latają airbusy, ale łączą one ośrodki syberyjskie z Moskwą, a nie pomiędzy sobą. Niby drobiazg, tyle że pokazujący, jak Rosja zabiega o centralizację państwa. Spośród dwóch typów organizacji kraju: gwiazdy i pajęczyny, Rosjanie wybrali gwiazdę, czyli system z bardzo wyraźnie zaznaczoną rolą centrum. Zupełnie odmiennie była (i jest) zorganizowana Unia Europejska. To siatka przypominająca pajęczynę, gdzie możliwie dużo spraw należy załatwiać w kontaktach bezpośrednich pomiędzy poszczególnymi stolicami. Po rozszerzeniu strefy Schengen przyzwyczailiśmy się już do tego, że do podróży zasadniczo nie jest potrzebny paszport, wizy i w ogóle długie przygotowania. Samoloty są względnie tanie, bilet kupujemy w internecie albo przez telefon i jedyną uciążliwością są kontrole antyterrorystyczne, polegające na wyrzucaniu przez ponuro wyglądających kontrolerów pianki do golenia albo nożyczek do paznokci. Oczywiście, to pic na wodę, przypominający naklejki porozlepiane w czasach Jaruzelskiego na dworcach i zabraniające fotografowania. Niedawno przez przypadek przebyłem pół Europy z wielkim scyzorykiem w podręcznym bagażu. Wielkim, takim połączonym z kombinerkami i pięcioma końcówkami śrubokrętów. I pewnie bym o tym nie wiedział, gdyby nie fakt, że na czwartym lotnisku wykryli go czujni antyterroryści. Zmierzam jednak do czegoś innego. Otóż współczesną politykę międzynarodową w dużo większym stopniu od dyplomatów kreują ludzie budujący drogi, rurociągi czy linie energetyczne. Bracia Kaczyńscy krzyczeli do zdarcia gardła o zagrożeniu ze strony Niemiec, a jednocześnie nic skuteczniej nie przyłączy Szczecina czy Wrocławia do Niemiec niż brak przyzwoitego połączenia tych miast z resztą Polski. Każdy normalny człowiek pojedzie z Wrocławia na koncert do Berlina a nie do Warszawy, bo bliżej, szybciej i wygodniej. Podobnie jak mieszkaniec Szczecina kupi wczasy w Neckermanie z wylotem z Berlina. I prędzej czy później nauczy się niemieckiego, bo będzie mu to potrzebne. Już teraz port w Szczecinie jest także portem niemieckim, gdyż tradycyjna obsługa firm czeskich odbywa się via Niemcy, bo nie zbudowaliśmy od 10 lat autostrady łączącej Wrocław i czeską granicę z Berlinem. Rosjanie stają na głowie, żeby zachować związki łączące Syberię z Moskwą. A mimo tego co rano tysiące Chińczyków wylegają na ulice syberyjskich miast, żeby pracować, budować i robić interesy. A większość jeżdżących tam samochodów ma kierownice po prawej stronie, bo je kupiono (albo ukradziono) w Japonii. I koniec, "praw fizyki - także społecznej - się nie zmieni i nie bądź pan głąb", jak mówił Jan Kobuszewski w sławnym skeczu kabaretu "Dudek". Podobnie gadaniem nie zmienimy realiów polityki. Samolot stał się tramwajem współczesnej Europy. A politykę, zamiast dyplomatów, robią faceci projektujący mosty i autostrady. Jerzy Marek Nowakowski