Do przyjmowania płatności kartą przekonuje się coraz więcej przedstawicieli branż, które do tej pory akceptowały głównie gotówkę. - Przede wszystkim chodzi o sektor "beauty", czyli salony kosmetyczne, SPA, kosmetyczki, fryzjerzy oraz szeroka gastronomia, czyli bary i restauracje. Tu sytuacja zmieniła się diametralnie i coraz częściej w takich punktach można zapłacić kartą - mówi Mieczysław Groszek, prezes Fundacji Polska Bezgotówkowa. Terminale zaczęły instalować też jednostki kościelne, głównie katolickie, ale także prawosławne i protestanckie. - Oczywiście liczbowo dominują parafie katolickie, bo jest ich najwięcej. Na koniec ubiegłego roku 96 parafii przyjmowało płatności kartą za czynności kancelaryjne i inne płatności wnoszone przez wiernych, a łącznie zainstalowano w nich 200 terminali. Jednak w ujęciu procentowym to parafie protestanckie wiodą prym, bo już 4 proc. przyjmuje płatności bezgotówkowe, a w katolickich i prawosławnych jest to 1 proc. - mówi Mieczysław Groszek. Przypomina jednocześnie, że prekursorem była parafia w Jastrzębiej Górze, w której proboszcz zainstalował od razu trzy terminale. Temu tematowi poświęcone było nawet jedno ze spotkań w Episkopacie. W siedzibie Episkopatu odbyła się już nawet dyskusja z udziałem ministra finansów, przedstawicieli Fundacji oraz arcybiskupa Gądeckiego, a temat ma być podjęty przez Konferencję Episkopatu w marcu. Do przyjmowania płatności bezgotówkowych przekonują się także kolejne "oporne" do niedawna branże. Bardzo dynamicznie rośnie liczba warsztatów samochodowych, które akceptują karty, co jest dużą wygodą dla ich klientów, bo tu dominują płatności na wysokie kwotowe. Wciąż jednak są "białe plamy" na mapie branż i zawodów, w których dominują płatności gotówką, i przede wszystkim są to usługi domowe, czyli świadczone przez tzw. złote rączki, fachowców zajmujących się różnego rodzaju naprawami i remontami. Generalnie jednak coraz więcej punktów usługowo-handlowych decyduje się na przyjmowanie tej formy płatności, bo dzięki temu zwiększają swoje obroty. Dodatkowo wraz z upowszechnianiem się programu rozwiewanych jest coraz więcej obaw związanych z przyjmowaniem płatności, od strony praktycznej i kosztowej. - Pokutuje sytuacja sprzed kilku lat, czyli sprzed ustawowej obniżki interchange, kiedy prowizje za transakcje sięgały 2 procent, a szczególnie niekorzystnie były rozliczane płatności na drobne kwoty. Nie wszyscy wiedzą, że obecnie są one nieporównywalne niższe. W tym kontekście pojawiają się obawy o koszty, jakie trzeba będzie ponosić po zakończeniu 12-miesięcznego, darmowego okresu, w którym taki punkt usługowo-handlowy nie ponosi żadnych opłat, ani za terminal, ani prowizji od poszczególnych transakcji. My to nazywamy "efektem klifu", czyli strachu, że po zakończeniu promocji opłaty będą bardzo wysokie. Dlatego korzystnie dla rozwiania obaw wpływa prezentowanie przez agentów rozliczeniowych promes warunków finansowych już po zakończeniu darmowego okresu, choć i tak nie ma obowiązku kontynuacji umowy, bo przedsiębiorca może zrezygnować - dodaje Mieczysław Groszek. Jak zapowiada, obecnie średnia prowizja w przypadku małych usługodawców nie przekracza 0,6 proc., a terminal można zakupić nawet za 300-400 zł, a jest też opcja dzierżawy. Trwają też przymiarki do umożliwienia oferowania w ramach programu przyjmowania płatności bez konieczności instalowania terminala, czyli przez specjalną nakładkę na smartfony lub aplikację. - Chcielibyśmy jako Fundacja dopuścić również taką formę, ale czekamy na gotowość ze strony dostawców tej usługi, czyli agentów rozliczeniowych i organizacje płatnicze - dodaje Mieczysław Groszek. Jak zapowiada prezes Fundacji, trwają rozmowy nad kontynuacją programu również po zakończeniu tej edycji, czyli po 2021 roku. W ostatnich dwóch latach Polska mocno zbliżyła się do europejskiej średniej pod względem liczby terminali na 1 tys. mieszkańców. Średnia europejska wynosi 24, a u nas jest to już 23, podczas gdy dwa lata wcześniej ten wskaźnik wynosił 17. Monika Krześniak-Sajewicz