Robert Makłowicz: A może mu zwisa? Ja sam nie należę do najwierniejszych widzów Teatru TV, ale nie mam wątpliwości, że należy mu się poczesne miejsce w programie telewizji publicznej, bo ma to bezpośrednie przełożenie na poziom tzw. wyższej kultury w kraju. Niestety, politycy w ogóle nie zajmują się problemami kultury - wolą inwestować w przedstawienia, w których sami odgrywają wiodące role, jak niekończące się farsy na posiedzeniach sejmowych komisji. Piotr Bikont: Czytałem, że jeden z doradców Jana Marii Rokity stwierdził, że skoro widownia Teatru TVP waha się w okolicy jednego procenta, to taniej będzie zafundować wszystkim zainteresowanym bilety do teatru. To ja już widzę, że ewentualny rząd Rokity może mieć poważne kłopoty z budżetem. Bo jeśli nawet przyjąć, że ta widownia wynosi 100 000 osób (choć założę się, że w rzeczywistości jest ze trzy razy większa) i jeśli założyć, że bilet kosztuje 20 zł (choć często za wstęp na renomowany spektakl trzeba płacić 50 albo i 100 zł), to należałoby wysupłać z państwowej kasy 2 miliony złotych tygodniowo, co w skali rocznej oznacza ponad 100 milionów - i to, zaznaczam, licząc najskromniej, bo jeśli policzyć 300 000 widzów razy 50 zł (w końcu w TVP występują i reżyserują same gwiazdy), to wyjdzie rocznie blisko miliard!