Załóżmy, że gdzieś na morzu jest niezamieszkała duża wyspa. Rosną tam drzewa, (w tym także owocowe), płynie rzeczka, są skały, kamienie, piasek itp. itd. W pewnym momencie przepływający w pobliżu statek tonie a rozbitkowie dopływają o własnych siłach do wyspy. Jest wśród nich między innymi wybitny ekonomista specjalista od bankowości i to on z racji wykształcenia zostaje wybrany szefem całej grupy. Celem grupy jest zbudowanie tratwy ratunkowej i dopłynięcie z czasem do lądu stałego. Wybitny Ekonomista zabrał się natychmiast do pracy. Po kilku dniach rozmyślania i analizowania sytuacji ekonomicznej doszedł do wniosku, że koszt zbudowania tratwy wyniesie trzy tysiące złotych. Tymczasem rozbitkowie nie dysponują taką kwotą, w związku z tym nie widzi On - Wybitny Ekonomista - żadnej możliwości dotarcia do lądu stałego. Postanawia czakać aż inni rozbitkowie (z dolarami) przypłyną i wtedy wystarczy pieniędzy na to przedsięwzięcie. Na szczęście był wśród nich także "Prostak" bez wykształcenia. Złapał "Wybitnego Ekonomistę" za kołnierz i wrzucił do morza. Następnie powiedział: Chłopy i Baby - bierzmy się do roboty. Józek do ścinania drzewa, Maryśka pilnuj dzieci, Kryśka - jedzenie itd. itp. Po trzech dniach byli stałym lądzie. AntyBalcerowicz