Z gąszczu analiz płynie prosty sygnał, że naprawdę nikt nic nie wie. Bezrobocie bliżej 10% czy 20%? Wzrost gospodarczy 1%, a może 3,5%, a może nawet ujemny? Czy polski eksport się załamie, skoro kraje, do których eksportujemy są w recesji, a może się utrzyma, bo tańsze polskie towary zastąpią droższe inne? Czeka nas naprawdę tajemniczy rok. Zarazem czeka nas rok rozwikłania najważniejszych tajemnic polskiej polityki. Po pierwsze, jak trwała jest hegemonia Platformy i Donalda Tuska. Jeśli premier przetrwa nadchodzące 12 miesięcy bez większych strat nie tylko zostanie prezydentem, ale za parę lat mówić będziemy o "epoce Tuska", któremu udało się zbudować trwały sojusz ze społeczeństwem. Dziś pewnie niewielu chciałoby się zakładać, że będzie inaczej. Po drugie, czy możliwy jest powrót do gry Jarosława Kaczyńskiego. Dziś wiele wskazuje na to, że PiS pójdzie drogą SLD, czyli okopania się na scenie politycznej, bez obaw, że z niej zniknie, ale też bez nadziei, że wróci do władzy. Jeśli w 2009 roku Kaczyński nie dokona głębokiego przedefiniowania obecności swojej partii w polityce, skaże się na powolną wegetację. Kaczyński kilka razy w ciągu ostatnich dwóch dekad pokazał, że umie zrzucić jeden pancerz i założyć inny. Tak było w dwóch najważniejszych tematach dla polskiej polityki: w sprawach światopoglądowych i gospodarczych. Ostatnim razem, czyli w 2005 roku, porzucenie dominującego wcześniej dyskursu antykomunistycznego i ustawienie się w roli obrońcy sprawiedliwości społecznej (puszczając oko nawet do obrońców PRL - przypomnijmy sobie ciepłe słowa w podziękowaniu za poparcie od Adama Gierka) pozwoliło mu wygrać z PO i sięgnąć po władzę. Dziś Kaczyński wydaje się wypalony, szeregi PiS-u pozbawione jakichkolwiek kreatywnych osób, trudno więc będzie partii zdobyć się na taką poważną przemianę. Po trzecie, los SLD. Najbliższy rok powinien wyjaśnić, czy Sojusz ma jakiekolwiek szanse na odrodzenie i pod czyim przywództwem. Tu - podobnie jak w przypadku Prawa i Sprawiedliwości - trudno o optymizm. Ani Olejnczak, ani Napieralski nie posiadają talentów koniecznych do stworzenia silnego ruchu politycznego, choć wciąż posiadają pozostawioną przez poprzedników infrastrukturę. Fundamentalne pytanie dla Sojuszu dotyczy tego, kto dyskontować będzie skutki niezadowolenia społecznego wynikającego z gorszej koniunktury gospodarczej? Prawda jest taka, że ani PiS ani SLD nie są żadnymi obrońcami wykluczonych (pierwsi umieją jedynie zarządzać ich frustracjami, a drudzy zawsze byli zwolennikami neoliberalnych reform godzących w interesy grup wykluczonych). Pytanie więc brzmi, kto skuteczniej nabierze Polaków. Więcej tego typu zdolności jest dziś w PiS-ie niż w Sojuszu. Katalizatorem rozstrzygnięć we wszystkich wymienionych kwestiach będzie kryzys. Przy czym Platforma posiada dziś jeden dodatkowy atut: brak poważnej alternatywy. Dlatego nawet jeśli nie będzie potrafiła zabezpieczyć nas przed konsekwencjami kryzysu, nawet jeśli rozczarowanie do rządu Tuska będzie rosło, Polacy i tak nie będą mieli lepszego wyboru. Wówczas obecny układ przetrwa, ale niechęć do całej klasy politycznej wzrośnie. I spodziewać się możemy nie tyle spadku poparcia jednej partii z korzyścią dla drugiej, ale głębszego tąpnięcia i odrzucenia w przyszłości całej obecnej klasy politycznej. Podobnie, jak zdarzyło się to po aferze Rywina. Ale to już raczej nie w 2009 roku... Sławomir Sierakowski