Agnieszka Waś-Turecka, Interia: Ewa Kopacz mówi, że udało się wywalczyć najlepsze warunki dla polskiej gospodarki. Donald Tusk twierdzi, że jest lepiej, niż się spodziewał. A Pan jak ocenia osiągnięty kompromis klimatyczny? Konrad Szymański, były europoseł PiS, ekspert w dziedzinie polityki klimatycznej: - Wyjeżdżając do Brukseli premier Kopacz obiecywała, że będzie walczyła o takie warunki, które dadzą gwarancję, że ceny energii w Polsce nie będą rosły. W konkluzjach szczytu takich gwarancji nie ma, więc trudno mi znaleźć powód do entuzjazmu. Według źródeł dyplomatycznych, Polska energetyka będzie mogła otrzymać pulę darmowych pozwoleń na emisję CO2 na kwotę 31 mld złotych. Dodatkowo ze specjalnej rezerwy mamy dostać ok. 7,5 mld zł na modernizację energetyki. Te kwoty nie gwarantują, że nasze ceny nie wzrosną? - W konkluzjach ze szczytu nie ma mowy o miliardach. Wskazano tylko procentowe ilości darmowych uprawnień. W moim przekonaniu są one nieproporcjonalnie małe w stosunku do nowego celu redukcyjnego, czyli 40 proc. do 2030 roku. - Dzisiaj operowanie konkretnymi kwotami jest o tyle nieodpowiedzialne, że sumy te zależą od przyszłej ceny uprawnień na rynku aukcyjnym. Podawana kwota 31 mld zł oznacza, że pozwolenia będą musiały być dwu-, trzykrotnie droższe niż obecnie. To jest właśnie realny wskaźnik tego, jak zmieni się polityka klimatyczna po obecnym szczycie - będzie po prosu droższa, a ustępstwa wobec polskiej energetyki nie zniwelują kosztów, które ta polityka przyniesie. Czy konkluzje ze szczytu nie są zbyt ogólne? Czy nie będzie tak, że jak przyjdzie do ustalania szczegółów, to kompromis okaże się znacznie mniej korzystny niż na pierwszy rzut oka? - Darmowe uprawnienia to jedna sprawa. Druga to pieniądze, które mamy rzekomo dostać na modernizację energetyki. Jednak pamiętajmy, że ta kwota będzie wydawana przez Europejski Bank Inwestycyjny i tylko od niego zależy, na ile łatwo będzie nam z niej skorzystać. Mówienie dziś, że otrzymaliśmy tyle i tyle miliardów jest nieodpowiedzialnością. - Poza tym tego typu kompromisy zawierano już wcześniej i doświadczenie pokazuje, że były one naruszane przez Komisję Europejską. W konkluzjach ze szczytu nie ma gwarancji, że KE nie będzie tego porozumienia tylnymi drzwiami podważać i zaostrzać polityki klimatycznej. Tak, jak to robiła w ostatnich latach w stosunku do pierwszego pakietu klimatycznego. Czy w sposobie sformułowania konkluzji jest niebezpieczeństwo, że będzie powtórka? - Z pewnością mamy gwarancję do 40 proc. uprawnień darmowych, choć nie możemy tego jeszcze przeliczyć, ponieważ nie wiemy, jaka będzie ich cena. - Bardzo mgliste obietnice dotyczą natomiast pieniędzy na modernizację energetyki. Nie wiemy, ani ile ich będzie, ani na co będziemy mogli jest przeznaczyć. - Jest jeszcze jedna ważna kwestia: cel w zakresie redukcji poza systemem ETS, czyli w transporcie, rolnictwie i budownictwie. Przed szczytem Polska nie zakładała jakichkolwiek redukcji w tym obszarze, a ze szczytu wyjeżdżamy z całkiem wyraźnym obowiązkiem zmniejszenia emisji. Na poziomie UE to 30 proc. Który element kompromisu będzie miał największy wpływ na polską gospodarkę? - Kluczowymi problemami są: podtrzymanie polityki klimatycznej opartej na europejskim rynku handlu emisjami i podwojony cel redukcji emisji. Daje nam to pakiet klimatyczny, który jest zaostrzeniem dotychczasowej polityki UE, co jest niezgodne z celami negocjacyjnymi stawianymi sobie przez nasz rząd przed szczytem. Czy jest cokolwiek na czym zyskujemy? - Trudno tu mówić o zysku. Można powiedzieć jedynie, że katastrofalne skutki polityki klimatycznej są lekko łagodzone w niektórych obszarach, ale nie przestają być szkodliwe dla polskiej gospodarki. Czyli z punktu widzenia Polski cała polityka klimatyczna UE jest błędna i cokolwiek by się nie udało osiągnąć, to i tak będzie źle? - Na pewno przy pomocy tych narzędzi kompensacyjnych, które wpisano do porozumienia, nie uda się zlikwidować negatywnych gospodarczych skutków polityki klimatycznej w Europie Środkowej. Na szczycie ustalono, że kompromis będzie ponownie dyskutowany po szczycie w Paryżu w 2015 roku. Czy to oznacza, że UE zostawia sobie furtkę do złagodzenia celów klimatycznych, jeżeli inni światowi truciciele nie pójdą jej przykładem? - W taki sposób zapis ten odczytywany jest w Polsce. Moim zdaniem jednak, bez względu na to, czym zakończy się paryski szczyt, w UE znajdą się kraje, które będą argumentowały, że niektóre z uzgodnień dają podstawę do tego, by nie tylko nie łagodzić, ale wręcz zaostrzać politykę klimatyczną. W konkluzjach mówi się przecież o "co najmniej 40-procentowej redukcji CO2".