wyjawił , że śledczy zebrali materiały potwierdzające istnienie tajnych kont. W tej rozmowie miał jednak zapewniać go, że w śledztwie nie pojawiają się nazwiska prominentnych polityków lewicy i liderów SLD. Olejniczak przyjął tę wiadomość z ulgą. Historia ta miała wydarzyć się w czerwcu, w szatni piłkarskiej przed meczem TVN kontra Sejm. Kaczmarek i Olejniczak grożą Czarneckiemu sądem, ale nie zaprzeczają, że do takiej rozmowy doszło. Twierdzą natomiast, że jej treść była inna. Ale Czarnecki przekonuje, że sądu się nie obawia. - Podtrzymuję wszystko, co powiedziałem. Proponuję Kaczmarkowi i Olejniczakowi, aby zanim napiszą pozwy do sądu dali się namówić na badanie wariografem. Jestem gotowy poddać się badaniu na wykrywaczu kłamstw, choćby dziś - zaapelował w rozmowie z gazetą Czarnecki. Wersję Czarneckiego potwierdza także wpis z jego blogu z 24 czerwca. Dzień po meczu eurodeputowany napisał: "Szwajcarskich kont lewicy - ciąg dalszy. Nasze służby dysponować mają nowym materiałem w tej sprawie: są to kserokopie wyciągów kont bankowych i operacji na nich przeprowadzanych. Nasze służby miały wejść w ich posiadanie na skutek zdrady w szeregach lewicy - ktoś mający dostęp do takich informacji postanowił sypnąć, kierując się raczej motywami osobistymi niż politycznymi czy poszanowaniem prawa. Sprawa ma być rozwojowa i niektórym ludziom związanym z SLD grunt może naprawdę zacząć palić się pod nogami".