A jest się nad czym zastanawiać. Nie dość, że francuskie "non" i holenderskie "nee" dla eurokonstytucji postawiło pod znakiem zapytania szanse na jej przyjęcie, to jeszcze w przededniu szczytu pojawiła się groźba nieuchwalenia unijnego budżetu na lata 2007-2013. Czy Unia może zostać bez budżetu i bez konstytucji? Ratyfikować, nie ratyfikować? W Brukseli przywódcy UE mają zadecydować, czy w ogóle kontynuować ratyfikację unijnej konstytucji, a jeśli tak, to czy nie przedłużyć terminu zakończenia tego procesu. Pierwotnie ratyfikacja miała się zakończyć do listopada 2006 roku, by konstytucja mogła wejść w życie od roku 2007, ale w tym momencie nawet unijna góra przyznaje, że to już nie wchodzi w grę. Na razie traktat przyjęło dziesięć krajów. Mnożą się jednak głosy, by wstrzymać się z dalszą ratyfikacją, skoro dokument odrzuciły państwa założycielskie Unii - Francja i Holandia. Nawet szef Komisji Europejskiej, Jose Manuel Barroso, który dotąd jak mantrę powtarzał, że procesu ratyfikacji nie należy przerywać bez względu na wyniki referendów w poszczególnych krajach, ostatnio stracił rezon. - Polecam przerwę, refleksję, danie sobie czasu - oświadczył ku zaskoczeniu obserwatorów kilka dni temu. Dlaczego zmienił zdanie? Po prostu ryzyko odrzucenia traktatu w kolejnych głosowaniach jest zbyt duże. Z tego samego założenia wyszedł premier Tony Blair, który odłożył na czas nieokreślony referendum w Wielkiej Brytanii. Czy przeprowadzać zaplanowane na wrzesień głosowanie, zastanawiają się też Duńczycy, a władze kończącego półroczne przewodnictwo w UE Luksemburga, gdzie referendum ma się odbyć 10 lipca, mówią wprost, że nie spodziewają się innych rezultatów jak we Francji i Holandii. Do kontynuacji ratyfikowania konstytucji najgłośniej nawołują natomiast Francuzi, wspierani przez Niemców. Prezydent Jacques Chirac przekonuje górnolotnie, że "wymagają tego demokracja i szacunek dla innych". Jednak według "Le Figaro", kryje się za tym wyrafinowana taktyka, bowiem Paryżowi zależy, aby zrzucić z siebie odium kraju, który pogrzebał konstytucję. "Francja nie chce być czarną owcą UE (...). Domagając się kontynuowania procesu ratyfikacji (...), Francja nie traci nadziei na dalsze powiększenie tego stada" - pisze "Le Figaro". Dodajmy, że za dalszym ratyfikowaniem eurokonstytucji opowiada się też Polska. Budżet w cieniu konstytucji Kryzys wokół traktatu jest na tyle istotny, że zła atmosfera będzie zapewne ciążyć nad niezwykle ważną dyskusją o budżecie UE na lata 2007-2013, która tuż przed szczytem niespodziewanie się zaostrzyła. Według cytowanego już "Le Figaro", to dalszy element francuskiej taktyki odwracania uwagi od tego kraju jako głównego winowajcy unijnego kryzysu. Francja - zdaniem dziennika - celowo podkreśla zamieszanie wokół budżetu UE. "Le Figaro" pisze, że służy temu zwłaszcza oskarżanie Wielkiej Brytanii o to, że nie wnosi wystarczającego wkładu do budżetu UE - stąd szereg francuskich wypowiedzi wzywających do gruntownej rewizji tzw. brytyjskiego rabatu, czyli redukcji składki Londynu do wspólnej kasy. Jednak Blair zdecydowanie odmawia rezygnacji z brytyjskiego rabatu, jeśli nie zostaną zmniejszone nakłady na rolnictwo, których głównych beneficjentem jest z kolei właśnie Francja. I tak kółko się zamyka, co praktycznie uniemożliwia osiągnięcie porozumienia w sprawie wydatków UE w latach 2007-2013. A to nie jedyny punkt zapalny. Włochy grożą zawetowaniem porozumienia budżetowego, które oznaczałoby mniej pieniędzy dla biednego południa kraju. Z kolei w Niemczech, kanclerz Gerhard Schroeder od kilku dni słyszy przestrogi, by za kompromis w unijnych negocjacjach finansowych "nie płacić niemiecką książeczką czekową". Te przepychanki mogą odbić się źle na nowych członkach Unii, w tym na Polsce. Jak pisze Associated Press, w sytuacji, kiedy kraje UE odmawiają zrezygnowania z budżetowych przywilejów, a jednocześnie odrzucają zwiększenie wpłat do wspólnej kasy, Unia "będzie miała niewiele wolnej gotówki na pomoc dla swych biednych nowych członków z Europy Wschodniej". Barroso, wzywając w tym tygodniu uczestników unijnego szczytu do wykazania elastyczności w spornych kwestiach, mówił, że "to nie czas, by grać narodowa kartą". Na ile UE stać na kompromis między interesami narodowymi i wspólnotowymi przekonamy się dziś i jutro. Pewne jest przy tym, że jeśli UE zostanie bez konstytucji i bez budżetu na najbliższe lata, to czeka ją najpoważniejszy kryzys w historii wspólnoty.