Patrząc na falę poparcia i kolejnych politycznych sukcesów, jakie notują politycy PiS-u wydaje się, że ów sympatyczny "bon mot" premiera można powtarzać niemal codziennie. Mają przecież już prawie wszystko: premiera, prezydenta, marszałka Sejmu, Senatu czy szefa IPN-u. Można wręcz zapytać: kto następny? Zwłaszcza, że w nadchodzącym roku jest do obsadzenia jeszcze sporo stanowisk, łącznie z Prymasem Polski na czele (choć tu - jak sądzę - swojego kandydata PiS nie wystawi). Jedno jest pewne - w najbliższym czasie pojawią się nowi ludzie w publicznych mediach oraz w zmniejszonej Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Ciało to, jeśli ktoś jeszcze nie wie, rządzi i dzieli polski eter, decydując od 1993 r. o tym co Polacy oglądają i czego słuchają. Rada słynie także i z tego, że należy do najbardziej krytykowanych urzędów państwowych, a gorzkie żale wylewają na przemian "ci z prawicy i lewicy". Krytyków Rady łączy jedno fundamentalne stwierdzenie, mianowicie, że jest ona ciałem upolitycznionym nie tylko do granic możliwości ale i dobrego smaku. Ponieważ przez okres 10 lat kierowania radiem (najpierw lokalnym, a ostatnio siecią Radia Plus) miałem okazję często odwiedzać Wysokie Progi Rady podzielam większość krytycznych opinii, dlatego wręcz marzyłem o dniu, kiedy KRRiT zniknie z rejestru urzędów państwowych RP. Niestety, po wyborach okazało się, że moje marzenia muszą poczekać: Rady tak po prostu zlikwidować się nie da (jest wpisana do Konstytucji i tylko jej zmiana dawała szansę na całkowitą likwidację tego gremium), a teraz mamy nową ustawę medialną, przyjętą w atmosferze skandalu i protestów opozycji. Osobiście sądzę, że gorszej reprezentacji i większego upolitycznienia niż aktualnie powołać się nie da (chyba żeby LPR i Samoobrona wprowadziłyby 5 zamiast 2 swoich przedstawicieli) rzecz jednak w przekonaniu wielu polityków, że wystarczy mieć Radę, potem sprawnie obsadzić zarządy publicznego radia i telewizji i od razu będzie lepiej. Zdaje się, że chodzi im o tzw. "przedobrzenie" choć już Stefan Kisielewski zwykł mawiać, że "lepsze jest wrogiem dobrego". Stąd moja przestroga: zanim spełni się sen Jacka Kurskiego zapowiadającego zdobycie wszystkiego już na Sylwestra, wszystkim politykom zalecam krótkie rozmyślanie o cnocie umiaru. Tak się akurat składa, że ten kto zagarniał publiczne media i w ogóle walczył z mediami, zwykle w najbliższych wyborach przegrywał z kretesem. SLD nie pomogli panowie Kwiatkowski czy Czarzasty, podobnie jak AWS-owi pospieszne zmontowanie Telewizji Familijnej, żeby przypomnieć choćby dwa przykłady. Podobnie może być i teraz: walka z niezależnymi mediami, to jak walka z wiatrakami i choć niektórzy politycy najlepiej czują się w przytulnych studiach radiowo-telewizyjnych w Toruniu to przecież nie mogą kłamać w żywe oczy, że w TVN, Polsacie czy na Woronicza ktoś ich publicznie łupi ze skóry i posypuje dla zabawy solą. Faworyzowanie jednego nadawcy kosztem innych, czy obsadzanie "swoimi fachowcami" wolnych dyrektorskich foteli akurat zwolnionych przez "nie -swoich" przypomina chęć picia szampana z wiaderka, gdy tymczasem prawdziwi smakosze szampana wiedzą, że najlepiej smakuje on nie tylko w dobrym towarzystwie, ale i pity z kryształowego kieliszka. I tego smaku i umiaru w przededniu zdobywania świata mediów politykom PiS-u, LPR-u i Samoobrony szczerze życzę. Ks. Kazimierz Sowa