Kiedy jeden z polityków PO nazwał ustawionych pod ścianą przedterminowych wyborów liderów LPR i Samoobrony "koalicją wielkiego strachu i małych interesów", zdawało mi się, że kolejne odcinki z serialu "budujemy lepszą przyszłość" będą pokazywały polityków przygnębionych i zagubionych. No, może wyjątkiem byłby Jarosław Kaczyński, który potrafi znaleźć wyjście z każdej opresji i skutecznie dyktuje swoje warunki innym. Tymczasem ostatnie przekazy "na żywo" w TV Trwam pokazują twarze Leppera i Giertycha uśmiechnięte i pewne siebie. Pewność nie wynika bynajmniej z faktu, że coś podpisali czy choćby nawet parafowali, ale z nadziei, że co najmniej przez rok będą nam towarzyszyć na szklanym ekranie grając w politycznej ekstraklasie. Przy okazji pomogli "swoim mediom" w uzyskaniu tzw. scoopa, bo tak w dziennikarskim żargonie nazywa się informację, którą dane radio czy telewizja zdobywa na wyłączność i oczywiście przed wszystkimi. To "uprzywilejowanie" mediów z Torunia było swoistą nagrodą za styl i jakość publicznej debaty, jakiej doświadczają tysiące (miliony?) odbiorców tych mediów od czasów rozpoczęcia "rządowych pielgrzymek" do miasta, które niegdyś słynęło głównie z pierników i Kopernika. Wprawdzie dziennikarze "Naszego Dziennika" (także dopuszczeni do koalicyjnej "akademii z okazji i ku czci") tłumaczyli, że cała Polska padła ofiarą spisku i swoistego "bojkotu" ze strony reszty mediów, ale koń jaki jest, każdy widzi, żeby zacytować Jędrzeja Kitowicza, klasyka i księdza przy okazji. Swoim wiernym czytelnikom "ND" tłumaczył, że zachowanie pozostałych dziennikarzy wynikało z zazdrości i braku profesjonalizmu, bo "obrazili się oni na swoich kolegów po fachu za to, że dotarli do informacji przed nimi". Radość z tego faktu może jednak wydawać się nieco przedwczesna - to tak jakby ktoś się cieszył, ze złotego medalu w biegu, pomijając fakt, że reszcie zawodników zamknięto przed startem bramy stadionu... Samych dziennikarzy toruńskiego koncernu jest mi osobiście szkoda - afera z parafowaniem paktu na antenie TV Trwam za chwilę przejdzie do historii, a oni dalej będą musieli pracować ze swoimi kolegami z innych mediów i startować w kolejnych wyścigach po informację. Dziś widać, że oni sami ponieśli niezasłużoną przez siebie porażkę, stając się jedynie figurantami w spektaklu przygotowanym przez polityków i swoich decydentów. Nie wiem, czy twarze liderów koalicyjnych partii dalej będą promieniały optymizmem, takim jak w dniu podpisania tzw. paktu stabilizacyjnego. Wiem jedno - od dziś strach ma nie tylko wielkie oczy, ale i opaloną twarz. Oczy wielkie, jak wielki jest Roman Giertych, i twarz jak oblicze Andrzeja Leppera oczywiście. Ks. Kazimierz Sowa