Na początku kwietnia Trybunał Konstytucyjny zbada zgodność z konstytucją m.in. zapisów o dostępie służb specjalnych do danych telekomunikacyjnych, czyli informacji, do kogo należy dany numer telefonu komórkowego, wykazów połączeń, danych o lokalizacji telefonu oraz numeru IP komputera. Obecnie dziesięć służb specjalnych może uzyskiwać te dane. Operatorzy muszą udostępniać je na własny koszt i na każde żądanie, także online. Nie ma ograniczeń spraw, w których nie można by ich uzyskiwać. Nie ma też nad tym kontroli sądowej, jak np. przy stosowaniu przez służby podsłuchów. Sądy sięgają po te dane nawet w sprawach rozwodowych, co jest sprzeczne z dyrektywą UE. Prokuratura Generalna zwracała uwagę, że trzy służby mogą sięgać po billingi nawet przy przestępstwie "wyrębu drzewa o wartości 76 zł". Zdaniem organizacji pozarządowych, jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka, służby nadużywają swego prawa i nie liczą się z konstytucyjną ochroną prywatności obywateli. Na możliwość łamania tych praw wskazywała rzecznik praw obywatelskich, która w 2011 r. zaskarżyła zapisy o billingach do TK. Według danych Urzędu Komunikacji Elektronicznej, w 2012 r. operatorzy dostali ok. 1,8 mln wniosków o takie dane od służb, sądów i prokuratorów, co oznacza spadek o 111 tys. wobec 2011 r. Tymczasem według samych służb liczba ta wzrosła o ponad 200 tys., a zapytań było 2,1 mln - zauważyła Fundacja Panoptykon. Służby najczęściej były zainteresowane danymi abonenckimi - 938 tys. zapytań. O wykazy połączeń skierowano 888 tys. zapytań, a o dane o lokalizacji - 187 tys. Rozbieżności wynikają z braku regulacji, która narzuciłaby jednolite dla wszystkich reguły liczenia pytań o dane. Przedstawiciele służb wiele razy podkreślali, że w sprawie jednego numeru telefonu służby mogą kierować nawet kilkadziesiąt zapytań. Zdarza się bowiem, że jeden podejrzany korzysta z kilku lub kilkunastu telefonów, często je zmieniając. W 2013 r. Najwyższa Izba Kontroli skrytykowała zasady i praktykę uzyskiwania billingów. W swym raporcie Izba postulowała, aby niezależny organ mógł kontrolować zasadność ich pobierania; by niszczono dane niepotrzebne, a obywatel wiedział - choćby post factum - że jego dane pobrano. Stwierdzone przez NIK nieprawidłowości to: żądanie przez służby od operatorów danych starszych niż przewiduje prawo (można pytać tylko o dane z 12 miesięcy); zwracanie się o dane przez sądy prowadzące sprawy rozwodowe bez pytania o zgodę abonenta - według NIK "na szczęście" operatorzy odmówili; przekazywanie przez operatorów danych szerszych niż chciały służby; nieusuwanie zbędnych danych; żądanie przez sądy ujawnienia treści smsów w sprawach cywilnych (jest to możliwe tylko przy najpoważniejszych przestępstwach); nieinformowanie obywateli przez sądy i prokuratury o pozyskiwaniu ich billingów. Zdaniem NIK opracowywane przez UKE statystyki billingów nie dają prawdziwego obrazu sytuacji. Nie ma bowiem wspólnej metodologii - niektóre służby np. wysyłają wiele zapytań dotyczących tego samego numeru równocześnie do wielu operatorów, a gdy w grę wchodzi pozyskanie danych za okres dłuższy niż trzy miesiące, służby formułują kolejne pytania o ten sam numer. Z kolei są też podmioty, które uznają za jedno zapytanie wiele wniosków co do jednego numeru telefonu. Głośnym echem odbiło się sięganie przez tajne służby po dane telekomunikacyjne dziennikarzy - którzy podkreślali, że w ten sposób chciały one bezprawnie ustalać dane ich informatorów - które chroni prawo. Taką praktykę za rządów PiS ujawniła w 2010 r. "Gazeta Wyborcza". Napisała, że w latach 2005-2007 służby sięgały do operatorów po billingi i logowania telefonów, by ustalić źródła informacji dziennikarzy krytykujących ówczesne władze. Śledztwo w sprawie tej inwigilacji prokuratura dwukrotnie umarzała. Dziennikarz "Gazety Wyborczej" Bogdan Wróblewski za bezprawne pobieranie jego billingów w 2007 r. przez CBA wytoczył tej służbie precedensowy proces cywilny. W 2012 r. warszawski sąd uwzględnił jego pozew. "Naruszono prawo do prywatności i tajemnicę komunikowania się. Ochrona tajemnicy dziennikarskiej to fundament wolności słowa i demokratycznego państwa prawa" - uznał sąd. Według niego sprawa to "przykład typowego inwigilowania", które trwało 6 miesięcy, a nie miało podstaw prawnych, bo szukanie w ten sposób przecieku z CBA lub prokuratury - przez przeglądanie billingów dziennikarza - nie mieściło się w katalogu dopuszczalnych działań CBA. Z kolei dziennikarze i inne osoby związane z opozycją wobec koalicji PO-PSL skarżyli się, że takie metody stosowano po 2007 r. wobec nich. Np. w 2012 r. warszawski sąd ocenił, że poznańska prokuratura wojskowa ominęła prawo zakazujące ustalania źródeł dziennikarzy, żądając od operatorów billingów i treści sms-ów dwóch dziennikarzy w sprawie o przecieki ze śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej. Sąd uchylił wtedy decyzje prokuratora wojskowego o żądaniu ich danych od operatorów. Sąd uznał, że prokurator "celował nie w billingi dziennikarzy, ale w ich źródła informacji" i że prokuratura od początku "doskonale wiedziała", iż występuje o dane dziennikarzy. Prowadzący śledztwo prok. Mikołaj Przybył przekonywał, że nie złamał prawa (w 2012 r. postrzelił się podczas konferencji prasowej, na której odnosił się do medialnych zarzutów.). W maju 2013 r. premier Donald Tusk i szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz zapowiedzieli zmiany w ustawach o służbach. Pod koniec 2013 r. rząd przedstawił projekt powołania niezależnej sześcioosobowej Komisji Kontroli Służb Specjalnych, która kontrolowałaby zgodność z prawem, w szczególności co do praw i wolności obywatelskich, działań służb. Chodzi m.in. o czynności operacyjno-rozpoznawcze służb; przetwarzanie przez nie danych osobowych obywateli oraz uzyskiwanie billingów. Wiele razy przedstawiciele rządu mówili, że część obecnych zapisów "jest nie do obrony", a zakres sięgania po billingi ma być ograniczony do zwalczania tylko groźnych przestępstw - wykluczali jednak sądową kontrolę ich pobierania. Dopuszczali też zwiększenie kontroli nad wykorzystywaniem tych danych, w tym powołanie pełnomocników w służbach do ich ochrony (obecnie taka funkcja jest tylko w CBA). W 2012 r. Kolegium ds. Służb Specjalnych przedstawiło projekt założeń nowelizacji ograniczenia billingów tylko do ścigania poważnych przestępstw, których górna granica wynosi co najmniej trzy lata; wprowadzenia obowiązku niszczenia zbędnych danych oraz powołania pełnomocników ds. ochrony danych osobowych w poszczególnych służbach. Nie ma jednak projektu rządowego w tej sprawie. Senat przygotowuje zaś własny projekt ustawy regulującej zasady dostępu do billingów. Zakłada on zawężenie zakresu pozyskiwania danych i wprowadzenie sądowej kontroli ich uzyskiwania. Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych miałby kontrolować zasadność ich przetwarzania. Służby mają zastrzeżenia do projektu w tym kształcie; ma go opiniować MSW.