Ależ byłby wstyd gdybyśmy byli mocarstwem atomowym. Proszę sobie wyobrazić tę scenę. Na Polskę lecą rakiety jakiegoś wrażego mocarstwa. Alarm! Musimy nuklearnie odpowiedzieć na atak! Gdzie jest prezydent? Gdzie walizka z kodami atomowymi? Aha, ma ja przy sobie oficer BOR podążający za prezydentem. A jak skontaktować się z prezydentem. Kiedyś dał nam jakiś telefon.... Ale telefonu nikt nie odbiera.... Próbujemy drugi raz.... Też bezskutecznie.... A czas leci.... W końcu udaje się nam gdzieś dodzwonić. Okazuje się że prezydent leci samolotem. Tam telefony już nie działają. W tym czasie wraże rakiety rozwalają nasz piękny kraj w drebiezgi. Prezydent ląduje, dowiaduje się o wszystkim, ale nie ma już czego odpalić. Polski nie ma, świat pęka ze śmiechu, a Polacy w Irlandii i Anglii co roku w Wigilię od tej pory mówią "Do zobaczenia w przyszłym roku w Warszawie. O ile skażenie się trochę zmniejszy...". Poszukiwanie oficera BBN, który nie dość, że będzie miał włączony telefon, to w dodatku będzie potrafił go odebrać, wzajemne pretensje, że dzwoniono na zły numer, zarzuty, że o katastrofie dowiadywano się z mediów, fakt, że nikt nie potrafił skontaktować się z lecącym do Chorwacji prezydenckim samolotem - toż to naprawdę sprawozdanie z jakiegoś operetkowego kraiku w którym nikt nic wie, procedury nie istnieją, wynalazek Alexandra Grahama Bella jest dopiero w fazie testów wstępnych, a o telefonii komórkowej czy co bardziej skomplikowanych systemach łączności nikt nie śmie pomyśleć. Kto by przypuszczał, że ten spektakl własnej niemożności i bezradności politycy sami nagłośnią.... Naprawdę nie rozumiem - patrząc na to chłodno i darując sobie łatwą krytykę - po co kancelariom premiera i prezydenta była cała ta kłótnia. Dlaczego tak zazwyczaj spokojny i stonowany Robert Draba postanowił przypuścić zupełnie niepotrzebną szarżę? Chciał błysnąć skokiem przed szereg? Wymknęło mu się coś w chwili słabości? I po co MON czym prędzej odpowiadał na te zarzuty? A w pierwszych godzinach po katastrofie wydawało się, że tym razem będzie zgodnie i solidarnie. Premier zadzwonił do Prezydenta, Prezydent powiedział, że będzie wspierał rząd. Jakoś zdołali podzielić się jedynym I jedni i drudzy mówili nie za wiele, ale mądrze. Czas żałoby mógłby być czasem politycznego spokoju. Byłoby smutno - ale godnie. Byłoby....