Właściciel tego rarytasu przedstawia się jako Jaś. Nazwiska unika. Chce spokoju i zacząć życie od nowa. Wolność w rytmie punk Jaś jest synem twórcy najlepszych polskich komedii, ale już na początku naszego spotkania zastrzega: - Nie mam do opowiedzenia nic wesołego. Trudno bowiem za anegdotę uznać choćby zdarzenie sprzed czterech lat, kiedy po lampce wina wracał na rowerze z przyjęcia. Zatrzymała go drogówka. Nazwisko? Bareja. Młodszemu z policjantów zaświeciły się z radości oczy. Starszy, który doskonale pamiętał tatusiowi, jak w swoich filmach natrząsał się z tępych milicjantów, bez słowa wysłał młodego Bareję na "dołek". - Ojciec był zawsze na bakier z władzą, działał w opozycji, a na dodatek ośmieszał peerelowską rzeczywistość - mówi Jan Bareja. - Był przez to znienawidzony, a to przenosiło się także na jego rodzinę. Mnie i mojej siostrze dostawało się przede wszystkim w szkole, od nauczycieli. Przyznaje jednak, że poza wyjątkowo gnębiącą go chemiczką czy rusycystką - nie mówi o nich inaczej jak "swołocz" - zdarzali się też nauczyciele, którzy nie zasłużyli na tak ciężki los, jak edukacja Jasia. Był trudnym, zbuntowanym dzieckiem, od najmłodszych lat uciekającym z domu, łatwo wdającym się w bójki. Pięć razy zmieniał podstawówkę, a liceum - sześć. Wśród przebłysków z dzieciństwa ma więc w pamięci także świst paska, którym ojciec kwitował jego wybryki - kiedy obrzucił butelkami pociąg towarowy czy porysował węglem czyjś samochód. Urodził się w 1966 roku. Stanisław Bareja miał już 37 lat, a na koncie m.in. komedie: "Mąż swojej żony" i "Żona dla Australijczyka" oraz serial "Kapitan Sowa na tropie". - Kiedy byłem mały, ojciec dużo pisał i kręcił film za filmem. Nie miałem więc z nim wtedy częstego kontaktu - przyznaje Bareja. - A jak podrosłem, on był już schorowanym człowiekiem, a ja zbyt zbuntowanym, żeby utrzymać z nim mocne więzi. Rodzice dali mnie, i mojej o sześć lat starszej siostrze za dużo wolności. Nie umieliśmy jej dobrze wykorzystać. Najbardziej burzliwy okres jego młodości przypadł na przełom lat 70. i 80., czas eksplozji muzycznej alternatywy, przede wszystkim punk rocka. Słuchał Ramones, pamięta pierwsze koncerty SS20 (dzisiejszy Dezerter) i pierwsze zadymy na tych koncertach, pierwsze festiwale w Jarocinie - jeszcze w muszli koncertowej w parku, potem na boisku... - Siedzimy kiedyś z kumplami, wchodzi kolega i mówi: słuchajcie mam kasetę z nagraniem takiego świetnego punkowego zespołu. Lady Pank się nazywa... - śmieje się na to wspomnienie Bareja.