Takie rozwiązanie nam jednak nie wyszło - wciąż wybuchają nowe afery ze specłużbami PRL-u w tle. Służba Bezpieczeństwa została powołana w 1956 roku, a zakończyła swoją działalność dopiero po upadku komunizmu, w roku 1990. Zadania SB polegały przede wszystkim na ochronie systemu komunistycznego poprzez kontrolowanie i przenikanie do wszystkich struktur życia społecznego w Polsce, a także za granicą. Kulisy działania specsłużb SB odegrała ogromną rolę w tłumieniu demonstracji i strajków, m.in. w czerwcu 1956 r. w Poznaniu czy na Wybrzeżu w 1970 roku. Oficerowie specsłużb byli też zamieszani w śmierć Grzegorza Przemyka w 1983 roku i księdza Jerzego Popiełuszki w 1984 roku. Represje i zbrodnie, jakich dopuścili się funkcjonariusze SB, zostały dokładnie udokumentowane. Niestety, w latach 1989 - 1991, na polecenie ówczesnego szefa MSW Czesława Kiszczaka, rozpoczęto niszczenie akt. Od sierpnia 1989 roku do czerwca 1992 roku zniszczono ok. 646 tys. materiałów informacyjnych, co dziś utrudnia rozliczenia z przeszłością. Rozrachunki są tym trudniejsze, że esbecy często fałszowali teczki. Zdaniem byłego szefa Urzędu Ochrony Państwa, Gromosława Czempińskiego "Służba Bezpieczeństwa fałszowała dokumenty z różnych względów, osobistych lub służbowych". SB fałszowało teczki m.in. po to, by skompromitować daną osobę. Chodziło tu głównie o tych, którzy nie chcieli współpracować. Według byłego szefa UOP, możliwe też jest, że oficer SB z nadgorliwości lub chęci wykazania się sam fałszował teczkę. Zdarzało się również, że SB tworzyło fikcyjne dokumenty, by ukryć prawdziwe źródło informacji. Kościół a Służba Bezpieczeństwa Szczególnie dużo środków Służba Bezpieczeństwa poświęciła na inwigilowanie niezależnych środowisk intelektualnych, mniejszości narodowych oraz duchowieństwa. Najgłośniejszą sprawą ostatnich dni jest oczywiście kwestia współpracy z SB ojca Konrada Hejmy. Wiadomo jednak, że dominikanin nie był jedynym informatorem specsłużb w polskim Kościele. Historycy IPN, którzy opracowali raport o jego działalności, twierdzą nawet, że afera związana z osobą o. Hejmy nie jest największym skandalem agenturalnym Kościoła katolickiego w Polsce. W polskich diecezjach powoli zaczynają powstawać komisje, które mają badać inwigilację Kościoła. Wielu hierarchów podkreśla, że ich celem nie jest lustracja, lecz poznanie prawdy. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Kościół nie chce zbyt szybko upubliczniać "czarnych kart" swojej historii. Posłuchaj relacji reportera RMF, Przemysława Marca: Wiceprzewodniczący Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce, barnabita o. Kazimierz Maria Lorek mówi, że "do współpracy duchownych z SB trzeba podchodzić z wielką równowagą moralną i odpowiedzialnością prawną, bo za tym wszystkim stoją ludzie, którzy cierpią i którzy mogą być pomówieni". Pod koniec czerwca w Krakowie przełożeni zakonów męskich w Polsce mają wypracować i wskazać wspólną drogę dla wszystkich rodzin zakonnych w celu poznania prawdy o współpracy z SB. Podszywali się pod dziennikarzy Innym mocno inwigilowanym środowiskiem było środowisko intelektualistów i dziennikarzy. W wielu pismach, rozgłośniach radiowych i telewizyjnych, specłużby miały swoich ludzi. Oficerowie SB w razie potrzeby podszywali się pod zagranicznych dziennikarzy i robili wywiad z niczego niepodejrzewającym rozmówcą. Dla SB każdy zagraniczny dziennikarz był potencjalnym szpiegiem. Działania wobec nich miały na celu głównie przeciwdziałanie "dywersji ideologicznej", czyli ujawnianiu poza Polską tego, co się działo za kulisami życia politycznego. Służyła temu nie tylko ciągła inwigilacja reporterów czy straszenie cofnięciem akredytacji, ale także stałe "rozpracowywanie" ich polskich źródeł informacji. O tym, że zagrożenie "polskich źródeł" było realne, świadczy, że tylko w 1961 r. kontrwywiad prowadził 26 spraw Polaków będących informatorami zagranicznych mediów. Agenci dobrze opłacani Agenci i współpracownicy Służby Bezpieczeństwa byli dobrze opłacani. Jak informuje radio RMF, najwyższa jednorazowa wypłata, którą otrzymał agent wynosiła 50 tysięcy złotych. Na taką sumę wyceniono nagranie przebiegu obrad prezydium Komisji Krajowej Solidarności w grudniu 1981 roku. W Krakowie rekordzistą jest osoba o pseudonimie "Marco". Za informacje o NZS otrzymała również 50 tysięcy złotych. Inny tajny współpracownik, "Tomek", zajmujący się "Solidarnością", zainkasował 30 tys. złotych. Średnia pensja miesięczna wynosiła wtedy 2-2,5 tys. zł. Pod koniec lat 80., w czasach kryzysu gospodarczego, TW zamiast pieniędzy woleli pomoc w załatwieniu mieszkania i samochodu. O wynagradzaniu agentów i współpracowników specsłużb reporter RMF Maciej Grzyb rozmawiał z profesorem Ryszardem Terleckim z krakowskiego IPN-u: Co nasz jeszcze czeka? Dziś nierozliczone sprawy wciąż nie pozwalają o sobie zapomnieć. Wiele emocji budzi ostatnio przeszłość Małgorzaty Niezabitowskiej, Józefa Oleksego, czy Lecha Wałęsy; wciąż nie milkną echa sprawy ojca Hejmy, a już niedługo może wybuchnąć kolejna lustracyjna burza. Orlenowska komisja śledcza otrzymała bowiem od IPN teczki świadków przesłuchiwanych bądź tych, których dopiero zamierza przesłuchać. Są wśród nich nazwiska Aleksandra Kwaśniewskiego, Jerzego Buzka czy Jana Kulczyka. Z kolei dzisiaj Instytut Pamięci Narodowej podpisze ze swoim niemieckim odpowiednikiem - Instytutem Gaucka - porozumienie, które może rzucić światło na wiele wciąż nierozwiązanych zagadek z naszej przeszłości. Wygląda więc na to, że skandale ze specsłużbami w tle długo jeszcze będą nas straszyć.