- U nas w domu podawano do niej śleżyki, to wileńska tradycja. Robi się ciasto z mąki, wody, soli i drożdży, formuje z niego malutkie kuleczki i piecze w brytfannie lekko posmarowanej tłuszczem. W rodzinie premiera największym łasuchem jest żona. - Teraz staram się już nie rzucać na wszystkie słodycze, wybieram raczej te, które dają alibi - tłumaczy Aleksandra Miller. - Rodzynki w czekoladzie, bo dobre na serce, śliwki w czekoladzie, bo pomagają w trawieniu, czekoladę gorzką, ze względu na sporą zawartość magnezu i żelaza. Mąż za słodyczami nie przepada. Czy to do końca prawda? - W swoim gabinecie premier łasuje śliwki w czekoladzie - ujawnia minister Janik. - Ma je zawsze pod ręką. Jak czasem wpadam, to mu wyjadam. Marszałek Marek Borowski z kolei lubi cukierki produkowane przez spółdzielnię Solidarność. - Przez pewien czas wstrzymywałem się od ich konsumpcji ze względów politycznych - przyznaje marszałek. - Potem poinformowano mnie, że ta spółdzielnia tak się nazywała już we wczesnych latach pięćdziesiątych. Znów się zawahałem, nasza historia jest taka skomplikowana. W końcu się przemógł. - Oni robią takie czekoladowe igloo, z masą pralinową w środku. Józef Oleksy w ramach postu sypie słodzik do kawy i nie jada deserów u Hawełki, czyli w sejmowej restauracji. Jednak karnawał zwycięża, kiedy zdarza mu się jeść obiad w Klubie Kapitału Polskiego albo w Tradycji. - To restauracja, która mieści się w byłej siedzibie KGB - wyjaśnia Józef Oleksy. Tylko w trzech miejscach w Warszawie dają jego ulubiony deser, krem broulle, który na wierzchu pokrywa szklista warstwa karmelu z migdałami i cynamonem. Łamie się też przy rurkach z kremem. W domu Jarosława Kalinowskiego nie ma Wigilii bez ryżu gotowanego na mleku, posypanego cynamonem, dokładnie takiego jak u mamy. Wicepremier najbardziej cieszy się, że tego roku spróbuje go po raz pierwszy Kacper, najmłodszy z piątki dzieci.