Sojusz Lewicy Demokratycznej ma już o 20 proc. mniejsze poparcie niż po ostatnich wyborach, po których objął władzę. Nie jest również dobrze z notowaniami rządu i premiera Leszka Millera. W maju 80 proc. ankietowanych źle oceniło pracę rządu, a 72 proc. uważa, że premier źle wypełnia swoje obowiązki. Jedynie w przypadku prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego oceny dobre przeważają nad złymi. 69 proc. ankietowanych uważa, że prezydent dobrze sprawuje swoją funkcję - wynika z ostatniego sondażu TNS OBOP. Dobrze o pracy rządu w maju wypowiedziało się 10 proc. ankietowanych, o pracy premiera 16 proc. Natomiast o pracy prezydenta źle wypowiedziało się 21 proc. pytanych. W porównaniu z kwietniem oceny premiera i rządu nie zmieniły się, natomiast prezydent "zaplusował" w polskim społeczeństwie. - Nie czuję większego dyskomfortu - mówi poseł SLD, Jerzy Wenderlich. Takie stanowisko to zapewne robienie dobrej miny do złej gry, lub silna wiara, że jutro będzie lepiej. Tej wiary nie podziela Józef Oleksy, przytomnie wskazujący przyczyny słabości Sojuszu: - Są one w pewnych niewydolnościach w rządzeniu, ale trudno mi to precyzować. Trudno - bo precyzowanie mogłoby mieć bolesne skutki. Łatwo dostrzec bowiem, że spadek notowań SLD nastąpił przy równoczesnym wzroście poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości. Można to wiązać ze słowami Leszka Millera, wypowiedzianymi do posła Zbigniewa Ziobro w czasie przesłuchań przez sejmową komisję śledczą. Posłowie PiS, choć nie lekceważą efektów Millerowego "pan jest zerem", gdzie indziej upatrują przyczyny swego tryumfu. - PiS tak naprawdę jest jedyną, systematyczną, pełną alternatywą dla SLD - mówi poseł Marek Jurek. Gdyby PiS prześcignął w sondażach SLD a swoją pozycję zachowałaby Platforma Obywatelska, rządowa koalicja POPiS, byłaby całkiem realna. O sondażowych wzlotach i upadkach poszczególnych partii, posłuchaj w relacji reportera RMF Konrada Piaseckiego: Rosnące poparcie dla PiS i PO dodało energii innym działaczom prawicy. Na scenę polityczną próbują wrócić politycy, którzy jakiś czas temu - wydawałoby się, że bezpowrotnie - opuścili ją. Do gry wraca były premier Jerzy Buzek, marzący o zjednoczeniu środowiska postsolidarnościowego, a po referendum pewnie przypomni o sobie były wicepremier Janusz Tomaszewski - kiedyś mocny i mocno kontrowersyjny człowiek Akcji Wyborczej Solidarność. Prawicę chce też integrować Jerzy Kropiwnicki - kiedyś znany jako dyżurny anty-Balcerowicz, a teraz - wzmocniony prezydenturą miasta Łodzi, projektujący "AWS-bis", już bez żadnego odchylenia liberalnego. Na tej długiej liście ludzi z ambicjami nie można też zapominać o Macieju Płażyńskim - na razie jeszcze w Platformie Obywatelskiej - już debatującym o integracji środowisk prawicowych z senatorem Krzysztofem Piesiewiczem z Bloku Senat 2001. Z Inicjatywą dla Polski przypomina się także Aldona Kamela-Sowińska. Inicjatywa ma być ugrupowaniem stawiającym na normalność. Jego liderka chce przyciągnąć nowych zwolenników jasnym i przejrzystym programem. Jestem pierwsza kobietą - liderem po wojnie, która będzie tworzyła partię. Jestem pierwszą, która jest liderem dużego ugrupowania. Jeżeli tak potraktujemy sprawę, to lider - kobieta jest elementem nowości - mówi Kamela-Sowińska. Była minister skarbu twierdzi, że jej ugrupowanie jest kierowane do wszystkich Polaków. Nie ukrywa jednak, że najbliżej jej do prawicy. Inicjatywa dla Polski ma przyciągnąć ludzi spragnionych normalności, ale ma to być normalność bez rządów SLD lub SLD-owskich koalicji. Kongres założycielski partii zaplanowano na pierwszą połowę czerwca, ale już dzisiaj jej liderka nie ukrywa, że rozmowy z innymi ugrupowaniami są możliwe, przy czy mowa tylko o Platformie Obywatelskiej oraz Prawie i Sprawiedliwości. Aldona Kamela-Sowińska pytana, czy bliżej jej do Macieja Płażyńskiego, czy do Donalda Tuska, odpowiada krótko: - Poczekam, która z tych części Platformy - jeśli to ugrupowanie się utrzyma - pierwsze do mnie przyjdzie. Przecież to jest naturalny proces. Ci, którzy są silniejsi, oczekują - a przynajmniej liczą na to - że przyjdą ci, którzy dziś są w rozsypce.