Przekazanie okrętu miało odbyć się po cichu. Bez mediów. Bez blasku fleszy. Bez oficjeli. Bardzo długo nikt oficjalnie nie chciał potwierdzić, że przekazanie faktycznie nastąpi. Wszyscy zaangażowani w budowę nabrali wody w usta. Nie ma się czemu dziwić. Wciąż przerywana budowa, długie przestoje, zmiany koncepcji i ostateczna konfiguracja okrętu, nie przynosi chluby ani politykom, ani urzędnikom Ministerstwa Obrony Narodowej, ani stoczni, a przede wszystkim samej Marynarce Wojennej RP. Dziś, 8 listopada o godzinie 11., nastąpiło przekazanie okrętu marynarzom. Kiedy listopadzie 2001 roku podpisywano kontrakt na budowę na jeden okręt z opcją na kolejny, potem rozrośnięty do siedmiu korwet, mówiono, że jest to największe seryjne zamówienie na nowe okręty dla Polskiej Marynarki Wojennej od lat. Planowano, że pierwsza jednostka będzie ukończona w ciągu niecałych 4 lat, do końca czerwca 2005 roku. Podczas uroczystości położenia stępki nieoficjalnie mówiło się, że koszt budowy jednego okrętu wyniesie od 250 do 300 milionów złotych. Już kilka lat później było wiadomo, że wszelkie ówczesne szacunki można włożyć między bajki. Tylko w latach 2001-2006 na realizację programu przeznaczono 497 milionów złotych. Kolejne setki milionów były przelewane na konto stoczni w następnych latach. Mimo wzrostu nakładów projekt nie tylko nie przyspieszał, coraz bardziej się kurczył. Z początkowych siedmiu korwet, najpierw ograniczono go do pięciu, aż w końcu pozostał samotny "Gawron", vel "Ślązak", który został zdegradowany z korwety na patrolowiec o symbolicznym wręcz uzbrojeniu. Kolejne polskie rządy chwaliły się, że rodzimy przemysł samodzielnie buduje korwetę. Pojawiały się dalsze propozycje, plany i założenia. Zgodnie z założeniami "Programu rozwoju Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007 - 2012" i "Programu rozwoju Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej na lata 2009 - 2018" Polska Marynarka Wojenna miała otrzymać priorytet rozwoju. W obu programach zakładano, że korweta zostanie oddana do służby w 2015 roku. Priorytet w rozbudowie Marynarki Wojennej pozostał jedynie na papierze. Ruszyła wyłącznie budowa niszczycieli min typu "Kormoran II" i bardzo ograniczona modernizacja najstarszych jednostek. Zawieszany i wznawiany Tuż po wejściu w życie obu planów odbyło się pierwsze techniczne wodowanie okrętu, który był już wyposażony we wszystkie największe urządzenia wewnętrzne. Następnie planowano instalować pozostałe mechanizmy. Niestety, nie doszło do tego, ponieważ minister Bogdan Klich ponownie zawiesił program. Ponownie rozpoczęły się fazy analiz i zmiennych koncepcji wykorzystania gotowego kadłuba. Co ciekawe oficerowie Marynarki Wojennej nie byli specjalnie zainteresowani pracami utworzonego zespołu. O ile oficerowie sztabowi wywodzący się z Wojsk Lądowych nie mieli problemu w pracach nad okrętem, tak marynarzy często trzeba było ponaglać. Ostatnio głośno o tym, o czym mówiło się dotychczas w kuluarach, napisał kmdr Rajmund Kałaczyński. Eksperci i wojskowi rozważali trzy opcje. "Pierwszym wariantem była kontynuacja budowy korwety z koniecznym finansowaniem, nawet w granicach miliarda złotych. Drugi wariant zakładał rezygnację z projektu i oddanie okrętu na złom, gdyż nie było zainteresowania odkupieniem kadłuba. Trzeci zaś przewidywał wykorzystanie już zbudowanej platformy i przerobienie na okręt patrolowy" - wyjaśniał wówczas rzecznik MON Jacek Sońta. Ani żołnierze, ani politycy nie mieli zbyt wielkiej woli, aby kończyć okręt w pierwotnej konfiguracji. Głównie ze względów finansowych. W ten sposób umarła korweta "Gawron", a narodziła się wydmuszka - patrolowiec "Ślązak".