Kiedy? Tego jeszcze nie wiadomo, bo konkretna data nie została ustalona. Nie wiadomo, czy tym razem prezydent Bronisław Komorowski i premier Donald Tusk będą wiedzieć, co zamierza powiedzieć Sikorski. Z pewnością natomiast będą bardziej czujni. Do tej pory minister spraw zagranicznych miał właściwie wolną rękę w kwestii swych wystąpień - czy to w kraju, czy za granicą. W kancelarii premiera niespecjalnie przejmowano się przesyłanymi przez niego teksami planowanych przemówień. Tak też było i w przypadku przemówienia w Berlinie. Korespondencja dotarła do kancelarii na kilka godzin przed wystąpieniem, ale żaden z urzędników się z nią nie zapoznał. Zresztą nie tylko sama nieznajomość treści zirytowała premiera - również to, że po wygłoszeniu przemówienia Radosław Sikorski został okrzyknięty nowym liderem Europy. Donald Tusk na razie oficjalnie milczy. Z kolei prezydent, który w ogóle nie otrzymał pisma od Sikorskiego - ta korespondencja jest wciąż poszukiwana w Pałacu Prezydenckim - stwierdził, że takie debaty należy zaczynać w kraju, a nie "na uchodźstwie". O przyszłości Europy Sikorski wystąpił w Berlinie w poniedziałek. Zaproponował m.in. zmniejszenie i wzmocnienie KE, ogólnoeuropejską listę kandydatów do europarlamentu, połączenie stanowisk szefa KE i prezydenta UE. Wyjaśniał, że bliższa współpraca w ramach UE ma być odpowiedzią na kryzys. Bardzo mocny apel o obronę strefy euro skierował do Niemiec, jako największej gospodarki UE. Szef MSZ podkreślał, że miejsce swojego wystąpienia - Berlin - wybrał nieprzypadkowo. Przekonywał, że Niemieckie Towarzystwo Polityki Zagranicznej jest prestiżowym think thankiem, a wygłaszanie na takich forach przemówień jest sposobem uprawiania polityki w Europie. Agnieszka Burzyńska