Sprawa usytuowania sex shopów, agencji towarzyskich, barów topless, go go i wszelkiej maści "salonów masażu egzotycznego" już raz była tematem burzy politycznej w latach dziewięćdziesiątych. Wtedy - jak mówi "Dziennikowi" poseł Tadeusz Cymański, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PiS - z przyczyn ideologicznych w imię wolności gospodarczej przepis pozwalający odbierać zezwolenia na działalność, która godzi w moralność, został zdjęty z obrad. Jak jednak pisze "Dziennik", dziś z inicjatywy - uwaga! - posła Jana Filipa Libickiego z PiS z prostytucją ma się uporać odpowiednia ustawa. Pomysł Libickiego - dodaje gazeta - może liczyć np. na poparcie radnych SLD z Poznania. Podczas gdy jednak PiS stawia na ochronę moralności i wskazuje, że na takie przybytki mogą się natknąć dzieci wychodzące ze szkoły, poznański radny SLD Tadeusz Jarmołowicz widzi w seksdzielnicy koło napędowe turystyki. Tak jak to jest w Amsterdamie czy Hamburgu. W Amsterdamie prostytucja rozkwitła jeszcze w XVII wieku, kiedy Niderlandy wyrosły na morską potęgę, a miasto stało się najbogatszym na świecie portem. Zainteresowaniem turystów tamtejsza dzielnica uciech zaczęła cieszyć się w XX wieku. W 2000 roku holenderski rząd zalegalizował prostytucję z myślą o łatwiejszym opodatkowaniu i wprowadzeniu regulacji sanitarnych. Pomimo przepisów zdrowotnych, niedawne badania wykazały jednak, że około 7 procent holenderskich prostytutek choruje na AIDS lub jest nosicielkami HIV. Nieprzymuszona prostytucja jest również legalna w Niemczech. Każda prostytutka pod hasłem "usługi seksualne" może zarejestrować swoją firmę, płacić podatki oraz wszystkie ubezpieczenia. Tym samym ma prawo do pomocy ze strony państwa. Prostytutkom przysługują chorobowe, zasiłek w momencie utraty pracy, a nawet odpisy od podatków. Wychodząc z założenia, że prostytucja jest legalna, jeden z niemieckich urzędów pracy zaproponował nawet taką pracę... pewnej bezrobotnej 25-latce. Tymczasem w Polsce - według wyliczeń "Wprost" - wskutek utrzymywania się hipokryzji, że prostytucji w naszym kraju nie ma, 200 tys. pań do towarzystwa zapewnia światu przestępczemu obroty w wysokości 20 mld zł rocznie! Oficjalne stworzenie dzielnic czerwonych latarni w większych miastach skończyłoby przynajmniej raz na zawsze z tą hipokryzją. A to już sporo. Anna Banach