Zarząd PO, który zbierze się w piątek o godz. 12 przy ulicy Wiejskiej w Warszawie, ma zatwierdzić ostatecznie listy wyborcze; wcześniej rozstrzygnie kwestie sporne dotyczące ich obsady w poszczególnych regionach. Chodzi m.in. o Dolny Śląsk, gdzie "wycięci" zostali ludzie kojarzeni ze Schetyną, którego na funkcji szefa regionu w ubiegłym roku zastąpił b. europoseł Jacek Protasiewicz. Nowy lider PO na Dolnym Śląsku zawarł ponadto krytykowane przez Schetynę porozumienie samorządowe z prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem. Do ostrego sporu doszło też na Lubelszczyźnie, gdzie miejsca na listach stracili partyjni stronnicy b. szefa regionu Stanisława Żmijana (partią w tym województwie kieruje obecnie minister skarbu Włodzimierz Karpiński). Z obu regionów do zarządu krajowego wpłynęły odwołania od decyzji lokalnych władz Platformy. "Chodzi o pewne zasady" - Chodzi o pewne zasady, dotyczy to kilku regionów, nie może być takich sytuacji, że niektórzy byli radni nie znajdują się na listach wyborczych, tak nie powinno być. Chodzi o to, żeby zarząd Platformy pokazał, że możemy się wszyscy pomieścić, tak jak widać to w Warszawie, rządzie i Sejmie, tak powinno być we wszystkich regionach - powiedział w piątek dziennikarzom Schetyna. Jak przekonywał, Platforma w kampanii samorządowej musi być "wspólnotowa i solidarna". Schetyna powiedział też, że to powinien być ostatni zarząd PO w sprawie list wyborczych. - To wielka szansa, żeby szukać porozumienia i na końcu go znaleźć, jestem umiarkowanym optymistą - podkreślił. Pytany, czy będzie walczył o powrót swoich ludzi na listy wyborcze na Dolnym Śląsku, Schetyna powiedział: "Nie ma moich ludzi, są ludzie, którzy nie znaleźli się na listach, są radni, którzy nie znaleźli się na listach Platformy na różnych szczeblach, w różnych województwach, chodzi o to, żeby tam się znaleźli, żeby wzmacniać kampanię i wynik wyborczy Platformy". W poniedziałek prezydent Bronisław Komorowski powołał rząd Ewy Kopacz. W gabinecie znalazł się z jednej strony Schetyna, który do tej pory uchodził za głównego partyjnego oponenta Tuska i Kopacz, a z drugiej Cezary Grabarczyk, którego politycy Platformy wskazują jako lidera tzw. spółdzielni, czyli sojuszu kilku regionalnych liderów (m.in. Żmijana, szefa łódzkiej PO, ministra sportu Andrzeja Biernata oraz przywódcy kujawsko-pomorskiej Platformy Tomasza Lenza), którzy pozycjonują się po stronie byłego i obecnej premier. Tuż po wyborze na szefa Rady Europejskiej Tusk zapowiedział, że 1 grudnia złoży rezygnację z kierowania PO. Zgodnie ze statutem partii, obowiązki przewodniczącego Platformy przejmie Kopacz jako pierwsza wiceprzewodnicząca. Tusk ma pozostać w Platformie; niewykluczone, że otrzyma funkcję honorowego przewodniczącego.