Tysiące farmerów blokuje główne drogi w centrum Peru, kokainowym zagłębiu kraju. Protestujący zapowiadają, że prędzej umrą, niż pozwolą na zniszczenie swoich upraw. Dla tysięcy rodzin koka to jedyne źródło dochodu. Prezydent Alan Garcia pozostaje jednak niewzruszony. O prowokowanie zamieszek oskarża przemytników i dodaje, że drugi największy światowy producent kokainy, jakim jest Peru, nie ma wyboru i musi wypowiedzieć wojnę kartelom narkotykowym zanim będzie za późno. - Przemytnicy narkotyków chcą stworzyć dla koki własne porozumienie handlowe, ale my na to nie pozwolimy. Jeśli rząd przymknie na to oko i powie "Od tej pory się do tego nie mieszamy, mogą robić co chcą" za kilka lat będziemy mieli pół miliona młodych ludzi uzależnionych od kokainy. Część miejsc parlamencie i być może w rządzie będzie należała do przemytników narkotyków - prognozuje prezydent. Krytycy twierdzą jednak, że walczenie z farmerami nie jest dobrym wyjściem z sytuacji. Według nich kluczem do oczyszczenia Peru z koki ma być zabezpieczenie rolnikom alternatywnych źródeł dochodu. Plantatorzy mówią, że rozczarowały ich poprzednie rządy, które nie dotrzymały obietnic ukończenia projektów budowlanych i zdrowotnych. Państwo miało je zrealizować w zamian za wstrzymanie produkcji koki przez rolników. Pod wieloma względami Peru płaci teraz cenę za rozpoczętą przez Stany Zjednoczone wojnę z handlarzami narkotyków w sąsiedniej Kolumbii - największego światowego producenta kokainy. Ofensywy, która jedynie wypchnęła problem za kolejne drzwi.