Przed 15 lipca 2002 został zawarty kompromis, nie dotyczący jednak całości projektu nowelizacji ustawy o rtv, dotyczący natomiast kluczowego dla Agory zapisu o możliwości zakupu przez wydawnictwo prasowe telewizji - uważa redaktor naczelny "Nie" Jerzy Urban. Wczoraj przed komisją śledczą Zbigniew Ziobro (PiS) spytał Urbana, czy według jego wiedzy ten kompromis był zawarty przed wyprawą Rywina do Agory. Powiedział, że ugoda ta była wówczas według ustaleń komisji na etapie zupełnie wstępnym, były to tylko deklaracje woli, a kompromis nie został zawarty do dziś. Urban odpowiedział, że wtedy gdy rozmawiał z Rywinem uważał, że kompromis został zawarty. Myślał tak, bo "moje rozumienie kompromisu wynikało z mojej ograniczonej wiedzy o tym, co ma być przedmiotem kompromisu i o tym, co zawiera ustawa. Rozumiałem mylnie (...), że przedmiotem kompromisu, a przedtem rozbieżności, jest tylko i wyłącznie to, czy zachowany zostanie przepis mówiący, że wydawnictwo prasowe nie może kupować stacji telewizyjnych. Z tego co słyszałem lub wyczytałem w gazetach (...) ten kompromis w tym zakresie został zarysowany przed 15 lipca. (...)". - Już 24 lipca mówiłem Rywinowi: "No przecież tyś poszedł z czymś, co już jest załatwione". A on mówił: "nie widziałem, że to jest załatwione" - zeznał. Dodał, że m.in. dlatego propozycję Rywina w lipcu 2002 roku oceniał jako "nieracjonalną". Pytany przez Ziobrę, czy dziś ta ocena się nie zmieniła, Urban stwierdził, że - według jego wiedzy - przed 15 lipca 2002 roku "kompromis, w tym zakresie, który najbardziej dotyczy Agory, był zawarty". Przypomniał, że gdy przedstawiciele Agory przed komisją kwestionowali fakt zawarcia w lipcu kompromisu, jako dowody braku ugody podawali kwestie inne, niż przepis uniemożliwiający Agorze ewentualne kupno Polsatu. Mówili "że nie ma kompromisu w zakresie tych wszystkich przepisów, które wzmacniają rolę Krajowej Rady; które wzmacniają publiczną telewizję (...). Natomiast nie dotyczy to już tamtej sprawy, czy wydawnictwu prasowemu w ogóle wolno stawać się właścicielem (...) telewizji." Pytany, czy fakt, że Rywin mówił, iż bez przyjęcia łapówki kompromis zostanie zlikwidowany w trakcie prac parlamentarnych nad ustawą, nie czyni złożonej Agorze propozycji bardziej racjonalną, Urban odpowiedział, że łatwiej jest zmienić projekt zanim trafi do Sejmu. Zapytany, czy znaczy to, że propozycja miałaby sens, gdyby stała za nią władza polityczna, odpowiedział, że teoretycznie tak, ale "ja nie mam powodów, aby przypuszczać, że pan Rywin miał za sobą tego rodzaju siłę. Ja tego nie wykluczam, ja tego nie mogę przypuszczać, ja tego po prostu nie wiem" - powiedział naczelny "Nie". "Rywin - stały element pejzażu towarzyskiego SLD" - Czy wobec niezwykłej pozycji Adama Michnika logiczne było wysyłanie posłańca w osobie Lwa Rywina do redaktora naczelnego Gazety Wyborczej z propozycją korupcyjną - pytał Urbana Stanisław Rydzoń (SLD). - Całkowicie nielogiczne - odparł Urban. - Nie jest logiczne, żeby ludzie bardzo bliscy sobie, obcujący gęsto ze sobą mieliby outsidera najmować do pośrednictwa między sobą. To kompletny nonsens - podkreślił. - Czy wysyłając Rywina do Michnika premier nie stałby się na zawsze jego zakładnikiem, gdyż Michnik stałby się depozytariuszem tego faktu? - dopytywał Rydzoń. Urban powiedział, że nie jest wyobrażalne, aby jakikolwiek premier "chyba, że jakiś bardzo głupi... posługiwał się pośrednikiem dla uzyskania korzyści materialnych dla siebie, czy swojej partii, bo byłby w ręku kogoś takiego". Dodał, że kanclerz Kohl stracił stanowisko, bo w sposób nie całkiem zgodny z prawem ściągał fundusze dla swojej partii. - W takich sprawach wiadomo, że używa się pośredników bardzo zaufanych i zwykle to się czyni przez cały łańcuch pośredników, aby nie być w ręku takiego pośrednika - stwierdził. - Chodzi zarówno o to, że premier nie po to ma władzę, żeby ktoś koło niego stał i mu dyktował co ma czynić. Zwykle ma tyle odpowiedzialności za państwo, żeby nie stwarzać sytuacji, w której ktoś działając nieuczciwie dla korzyści własnej zaczyna mieć istotny wpływ na bieg spraw państwowych, bo go się premier boi - podkreślił. - To wszystko jest sprzeczne z logiką łapówkodawstwa i łapówkobiorstwa - tak Urban podsumował "wyprawę Rywina" w innym momencie zeznań. "Zwłoka w publikacji przez Gazetę Wyborczą - błędem" Zwłokę w publikacji przez "Gazetę Wyborczą" artykułu o sprawie Rywina Urban ocenił jako "błędną i absurdalną". - Pragnienie prowadzenia śledztwa dziennikarskiego nie jest żadnym dobrym powodem do tej zwłoki - powiedział. - Jeśli ma się udokumentowany bardzo dokładnie sam fakt przyjścia Rywina z propozycją korupcyjną, jeśli ma się świadka tego - panią Rapaczyńską, która wysłuchała propozycji, świadka pana Niemczyckiego, ma się Michnika, który ponowną rozmowę odbył, ma się taśmę, a nawet jak się okazało dwa nagrania równoległe. Wreszcie - jest się po konfrontacji u premiera, na której Lew Rywin właściwie przyznaje się do mistyfikacji o charakterze oszukańczym, a także do samej wyprawy po łapówkę, to uważam, że redaktor Adam Michnik powinien był opublikować to, co opublikował wiele miesięcy później, zaś śledztwo dziennikarskie prowadzić po tej publikacji, wtedy ono zresztą jest łatwiejsze - mówił Urban. - Nie uważam tej zwłoki za sensowną - ocenił. - Wydaje mi się, że ten powód w postaci kopenhaskich negocjacji był słabym powodem, żeby wstrzymywać się z publikacją tej afery - dodał redaktor naczelny "Nie". Rydzoń pytał, czy prawdą jest, że Rywin posiada jakieś własne nagranie rozmowy z Michnikiem. - Mnie posądzono, że ja coś takiego twierdziłem w jakiejś rozmowie, z którymś z radiowych dziennikarzy. Ale to jest nieporozumienie - odparł Urban. - Ja powiedziałem, że słyszałem, że Lew Rywin nagrał rozmowę - nie tą rozmowę z Michnikiem - tylko rozmowę z dziennikarzem, rozmowę radiową, która nie została wyemitowana, która jest w posiadaniu radia RMF i została jakoś zdeponowana, coś tam zostało u notariusza w Krakowie w tej sprawie załatwione, że tam coś takiego leży. A to dowiedziałem się z Krakowa - mówił szef "Nie". - Tylko powiedziałem, że być może pan Rywin się odezwie i coś tam wyjaśni, bo nagrał jakąś rozmowę, na którą nałożył formalne embargo - dodał. "Wczoraj spotkałem się z Michnikiem" Jerzy Urban spotkał się wczoraj z Adamem Michnikiem, z którym rozmawiał na temat wczorajszych obrad komisji śledczej - ujawnił redaktor naczelny tygodnika "Nie". Urban odpowiadał dzisiaj na pytanie Bogdana Lewandowskiego, dotyczące jego stosunków z Adamem Michnikiem. Jak zeznał Urban, obecnie widuje się z Michnikiem "tak z raz na dwa miesiące". Pytany o ostatnie spotkanie z Michnikiem, Urban odpowiedział, że widział się z nim wczoraj i rozmawiali o czwartkowych obradach komisji (wtedy zeznawał Urban - red.). - Muszę przyznać, że jestem trochę skonfundowany tą informacją - powiedział Lewandowski. - Ja też - odpowiedział Urban. Opowiadając o swoich wcześniejszych kontaktach z Michnikiem, Urban powiedział, że "poznał go, jak jeszcze nosił krótkie spodenki". - Poznałem go (Michnika - red.), kiedy on nosił krótkie spodenki - był uczniem. Potem znajomość była w sposób sporadyczny kontynuowana. Pod koniec lat 50., kiedy on nadal był uczniem, w "Klubie Krzywego Koła", w który żeśmy obaj bywali na jakiś takich dyskusjach. W związku z likwidacją tej instytucji, ten kontakt się urwał, ale sporadycznie się pojawiał w latach 60. (...). W 1968 roku byłem przesłuchiwany w jego sprawie w MSW - powiedział Urban. Dodał, że jego kontakty z Michnikiem zostały zerwane w latach 70., kiedy Urban, jako członek redakcji "Polityki" - jak powiedział - "pilnie dbał, aby nie obciążać naszego zespołu żadnymi kontaktami z opozycją". - W latach 80. spotkałem Adama Michnika na politycznym wiecu w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich. Wówczas on nazwał mnie tam publicznie swoim przyjacielem. Ja zaprotestowałem, powiedziałem: "Przesada". To się działo w atmosferze wiecu przeciwko mnie - wystąpiłem wtedy z tej organizacji ostentacyjnie - powiedział redaktor naczelny "Nie". Dodał, że kiedy został rzecznikiem rządu "zobowiązany był stronić" od "tego typu kontaktów". - Chciałem za wiedzą przełożonych spotkać się z jakimś z opozycjonistów (...). Nie uzyskiwałem zgody - stwierdził Urban. - Poza tym Michnik siedział w więzieniu, a ja go zwalczałem, klasyfikując jako herszta tej ekstremy, która zagraża państwu - powiedział. Kontakty z Michnikiem Urban ponownie nawiązań - jak zeznał - w okresie Okrągłego Stołu. - Krok ku większej komitywie nastąpił, kiedy Adam Michnik przed wyborami się u mnie pojawił, z taką troską, że "Solidarność" przegra wybory, żeby im pomóc, żeby uwiarygodnić układ Okrągłego Stołu - powiedział. - Potem stopniowo nastąpiło odtworzenie zrazu chłodnych, a potem cieplejszych kontaktów towarzyskich. Ich płaszczyzną jest raczej kuchnia mojej żony, która jest przedniejsza niż oferty dyskusji politycznych, jakie ja mogę Michnikowi oferować. Od czasu do czasu, niezbyt często kontakt towarzyski między nami jest (...). Przyjaźnią bym tego nie nazwał, bo przyjaźń wymaga (...) większej spoistości politycznej (...). Coraz trudniej mi dotrzymywać zainteresowaniom damsko-męskim, a także coraz mniej mogę pić (...) Jakoś tak się porozumiewamy w wielu sprawach, czy nawet zbliżamy w swoich poglądach niepublicznie prezentowanych - stwierdził Urban. Urban krytykuje politykę rządu Lewandowski pytał Jerzego Urbana o jego obecny stosunek do polityki Leszka Millera po objęciu władzy. Szef "Nie" skrytykował politykę rządu. Urban skrytykował stosunek SLD do Kościoła po objęciu władzy przez Sojusz, uznając za "niemądre i obłudne zasłanianie się Unią Europejską po to, żeby prowadzić politykę tchórzostwa" wobec Kościoła. - Jest śmieszne przypuszczać, że Kościół dlatego popiera jednoczenie się Europy, że siła motoryczna w Polsce tego jednoczenia się, mianowicie socjaldemokracja, nie wchodzi w konflikty z klerem. Kościół nie dla Millera popiera jednoczenie się Europy i cokolwiek by socjaldemokracja zrobiła w sprawie aborcji, czy jakiejkolwiek innej, to to nie wpłynie na postawę Kościoła wobec procesów unifikacyjnych w Europie - powiedział Urban. Urban skrytykował "ostentacyjnie proamerykańską" postawę rządu wobec konfliktu z Irakiem. Odniósł się też krytycznie do jego zdaniem niedostatecznie radykalnej postawy SLD wobec szeregu kwestii natury obyczajowej (jak na przykład związki homoseksualne). Odpowiadając na kolejne pytanie Lewandowskiego, Urban oświadczył, że "za trafną uważa politykę ostrożną balansowania pomiędzy pragmatyzmem gospodarczym a potrzebami socjalnymi, tylko prowadzona jest ona (...) niezbyt profesjonalnie, zdecydowanie". - Program socjaldemokracji ja w całości popieram - ten, z którym socjaldemokracja szła do wyborów - powiedział Urban. Na koniec Lewandowski zapytał, czy wobec krytycznej oceny Millera Urban chętnie powitałby zmiany na stanowisku szefa rządu, czy szefa SLD". - Ja kiedyś napisałem, ze taka zmiana już wydaje mi się korzystna, ale nie podtrzymuję tego twierdzenia ze względu na to, że po prostu istnieje pewna realna sytuacja. Uważam, że Leszek Miller jest pod wieloma względami dobrym, sprawnym przywódcą i politykiem. Jeżeli to ode mnie miałaby zależeć taka zmiana, to bardzo bym się wahał przed popieraniem takiej zmiany, a jeszcze nie wiedziałbym na czyją personalnie rzecz taką zamianę proponować. Mam w tej sprawie mieszane uczucia - odpowiedział naczelny "Nie". Protest kilku posłów opozycji komisji śledczej Kilku posłów opozycji z komisji śledczej wyraziło protest wobec postępowania szefa komisji, który - ich zdaniem - umożliwił tworzenie z komisji trybuny dla antykatolickich poglądów Jerzego Urbana. Tomasz Nałęcz (UP) odpowiedział, że nie ingeruje w wypowiedzi świadków. Zbigniew Ziobro (PiS) złożył dzisiaj oświadczenie w imieniu swoim oraz Bohdana Kopczyńskiego (niezrz.), Jana Rokity (PO) i Józefa Szczepańczyka (PSL). - Wyżej wymienieni członkowie komisji chcieli wyrazić stanowczy protest wobec braku reakcji pana przewodniczącego, umożliwiającego tym samym tworzenie z komisji śledczej trybuny dla powszechnie znanych i jawnie antykatolickich poglądów pana Jerzego Urbana, niemających nic wspólnego z działaniami komisji - powiedział Ziobro. Nałęcz odpowiedział, że jeszcze się nie zdarzyło, żeby ingerował w treść wypowiedzi świadka. - Uważam, że jednym z elementarnych warunków poprawności przesłuchania jest nie ingerowanie w wypowiedzi świadka - dodał. Szef komisji zaznaczył, że wielokrotnie ingerował w wypowiedzi poselskie, kiedy mu się wydawało, iż dotyczą one spraw niewiążących się z celami komisji. - Staram się swoją ingerencję ograniczać, ponieważ tok myślenia posłów jest tak finezyjny, że nie potrafię się zorientować jak wasze pytania wiążą się z celami komisji - powiedział. Nałęcz dodał, że po wysłuchaniu wypowiedzi Urbana zamierzał zdyscyplinować zdającego pytanie w tej sprawie Bogdana Lewandowskiego (SLD), ponieważ - jak mówił - jego zdaniem to pytanie nie wiązało się ze sprawą. Lewandowski: co znaczy zwrot "pierwszy nie zaatakuję" Lewandowski pytał Urbana, czy w czasie rozmów z nim Rywin formułował jakieś pogróżki pod adresem premiera. Według szefa "Nie" można tak interpretować zdanie Rywina, że on "pierwszy nie zaatakuje Millera" - A nie znaczyło to, że jakaś inna osoba może zaatakować premiera? - indagował Lewandowski. - Może. Może też znaczyć, że gdyby premier go zaatakował, to on miałby coś do wyciągnięcia przeciwko premierowi - brzmiała odpowiedź Jerzego Urbana. - Czy zna pana jakieś fakty, które dają podstawy do stwierdzenia, że premier mógł się bać Lwa Rywina? - spytał wtedy poseł SLD. - Nie, zupełnie żadnych - odparł Urban. "23 lipca poznałem treść notatki Rapaczyńskiej" Urban zeznał, że 23 lipca Adam Michnik przeczytał mu notatkę Wandy Rapaczyńskiej sporządzoną 15 lipca, gdy Rywin przyszedł do Agory. Szef "Nie" nie pamięta, aby szef "Wyborczej" mówił mu wtedy, że w sprawie propozycji Rywina będzie prowadzić śledztwo dziennikarskie. Urban powiedział, że podczas kolacji w jego domu on i jego żona rozmawiali z Michnikiem "głównie o Rywinie", a nie o "ustawie o środkach przekazu". Zastanawiali się, "kto go posłał, kto tu kłamie" - Rozmowa zaczęła się od tego, że wyjął z kieszeni notatkę sporządzoną przez panią Rapaczyńską i ją przeczytał. Ona dotyczyła wydarzeń z piętnastego.(...) On powiedział, że to Rapaczyńska napisała tę notatkę, że był u niej Lew Rywin i po tej wizycie ona sporządziła notatkę - powiedział Urban. Dodał, że później Michnik "z ogromnym zapałem" i "w szczegółach" opowiadał o propozycji Rywina. Powtórzył także, że Michnik powiedział, że "zbierze kierowników działów i kierownictwo redakcji i przedstawi im nagranie". Naczelny "Nie" powiedział natomiast, że wedle jego pamięci Michnik "nie mówił, że będzie dziennikarskie śledztwo". - Nie przypominam sobie, żeby zapowiadał jakieś plany, a sądzę że nie zapowiadał, bo gdyby zapowiadał, to bym nie mówił Lwu Rywnowi o zebraniu redakcyjnym, lub też mówiłbym jeszcze o czymś, a nie mówiłem - tłumaczył Urban. Dodał, że według niego decyzja o śledztwie dziennikarskim narodziła się później. "Niewykluczone, że miałem przekazać zdanie o ataku" Jerzy Urban domyśla się, że Lew Rywin, mówiąc do niego : "ja pierwszy premiera nie zaatakuję", chciał, by szef tygodnika "Nie" przekazał to zdanie premierowi. - Jeśli ktoś mówi mi wyraźnie: "Ja pierwszy premiera nie zaatakuję", a ten ktoś - jak mogę zakładać - nie ma dostępu do premiera, a ten ktoś wie, że ja mogę mieć w razie potrzeby (...), to mogę zakładać, że pragnie i liczy na to, że ja to przekażę premierowi, ponieważ nie jest to wiadomość interesująca dla mnie samego. Ale nie potraktowałem tego jako sprawy istotnej, takiej, aby biec do premiera - zeznał Urban. Przyznał, że "nie całkiem rozumiał" intencje Rywina. Urban podkreślił, że Rywin nie zwracał się do niego bezpośrednio o mediację między nim a premierem. - Jest to tylko hipoteza, że adresatem tego zdania ma być premier (...). Mogę tylko głośno przypuszczać (...). Chociaż z drugiej strony, gdyby to miało być do przekazania, to by to w jakiś enigmatyczny sposób rozwinął - powiedział. Urban potwierdził też to, co wcześniej zeznał wiceszef Agory Piotr Niemczycki - że Rywin w lipcu był załamany psychicznie (szef "Nie" mówił, iż producent był w nastroju histerycznym), a kilka miesięcy później - w czasie ich rozmowy pod koniec listopada - był już spokojny i rzeczowy. "Michnik nie mówił mi o śledztwie 'Gazety'" Jerzy Urban nie przypomina sobie sytuacji, w której Adam Michnik informowałby go o prowadzonym przez "Gazetę" dziennikarskim śledztwie. Anita Błochowiak (SLD) pytała Urbana o jego wczorajsze spotkanie z szefem "Gazety Wyborczej" Adamem Michnikiem. - Zapewne rozmawialiście szeroko na temat afery Rywina. Pan redaktor Michnik sugerował panu jakieś nowe wątki śledztwa, których my nie podjęliśmy? - pytała. Urban podkreślił, że wczorajsza rozmowa z Michnikiem nie dotyczyła tego, do czego zmierza komisja. - Mówiłem trochę o postawie Agory. Redaktor Michnik mnie za coś komplementował. Wydaje mi się, że uradowało go to, że odniósł wrażenie, że ja zeznaję w sposób sprzyjający Agorze. Ja to ironicznie komentowałem - relacjonował. Błochowiak pytała też, czy Urban wiedział, że o śledztwie dziennikarskim prowadzonym przez "Gazetę Wyborczą". - Niczego takiego nie wiedziałem - odparł. - Nie wiedział pan, mimo że pan się spotykał w tym okresie kiedy śledztwo było prowadzone także na spotkaniach towarzyskich z Michnikiem? - dociekała posłanka. - Mówiłem przed komisją sejmową, że nie widziałem żadnych śladów tego śledztwa i nie miałem żadnej wiedzy o jego przebiegu. Mówiłem tylko, że w pewnym momencie dowiedziałem się, że będzie publikacja w "Wyborczej". Natomiast nie przypominam sobie kiedy i od kogo - przypuszczalnie od Adama Michnika - dowiedziałem się, że ta publikacja nastąpi - mówił. - Nie przypominam sobie sytuacji, w której by redaktor Michnik opowiadał mi o poczynaniach redakcyjnych w toku, co oni takiego czynią, aby się czegoś w sprawie Rywina dowiedzieć. Takiej rozmowy chyba nie było. Bo tego sobie w ogóle nie przypominam - podkreślił Urban. Urban krytykuje prokuraturę za sprawę Rywina Jerzy Urban krytykuje prokuraturę prowadzącą śledztwo w sprawie Rywina. Zarzuca jej m.in., że nie podjęła tego śledztwa z urzędu, gdy o sprawie stało się głośno. Jan Rokita (PO) zapytał Urbana o jego - jak to określił - szokująco mocne opinie nt. śledztwa ws. Rywina, zamieszczone w felietonie w tygodniku "Nie". Urban odpowiedział, że - jego zdaniem - "istnieje jakaś gra pozorów polegająca na tym, że prokuratura nie wie o sprawie Rywina i nie reaguje z urzędu". Dodał, że "wydaje się jakby prokuratura reagowała nie na przestępstwo, które się przypuszczalnie dokonało, tylko na to, że mleko się rozlało i na publikację. Że powstał skandal - to wtedy prokuratura wszczyna sprawę. To jakaś niesamodzielność, bezwolność". Zapytany, czy zetknął się z innymi takimi przypadkami, Urban odparł, że tak, a dotyczyło to rzeczy, o których pisze "Nie". - O działaniach prokuratury, które nie są bezstronne, są sterowalne i intencjonalne można całe dossier zebrać - dodał Urban. Rokita spytał, czy także to śledztwo jest prowadzone w oparciu o te trzy przymiotniki. - Mnie razi, kiedy prokurator Kapusta powiada, że główną sprawą i dowodem są taśmy. Mnie to irytuje jako redaktora, czyli dostawcę donosów o różnych tego rodzaju przestępstwach - powiedział Urban. Dodał, że "mamy tutaj czterech świadków, w tym premiera (...). To jeszcze mało, to jeszcze potrzebna taśma? (..) Udają niewiedzę" - odpowiedział Urban. Dopytywany przez Anitę Błochowiak (SLD) powiedział, że w sprawach aferalnych z reguły są dwa świadectwa - tego, co twierdzi że dał łapówkę, i tego, kto twierdzi, że jej nie wziął. Przypomniał, że w tej sprawie jest wyjątkowo aż czterech świadków - a, jak się wyraził, szef prokuratorów mówi że dzięki temu że mamy taśmę możemy rzecz prowadzić. - A mi się taśma wydaje nadmiarem zbytku, prokuratura ma takie bogactwo dowodów i jeszcze jest głodna taśmy - powiedział Urban. Po zakończeniu przesłuchania Urbana przed komisją śledczą zeznania rozpoczął szef klubu parlamentarnego SLD Jerzy Jaskiernia. Na dzisiejsze popołudnie komisja zaplanowała też rozpoczęcie przesłuchania przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Juliusza Brauna. Premier: przed komisją powiem wszystko co wiem Premier Leszek Miller zapewnił dzisiaj w wywiadzie radiowym, że przed sejmową komisją śledczą powie wszystko co wie w tzw. sprawie Rywina. - Mogę zapewnić, że kiedy zostanę zaproszony na spotkanie z komisją śledczą to nie będę milczał, powiem wszystko co w tej sprawie wiem i mam przeczucie, że będą to sprawy interesujące - powiedział premier. Pytany, czy nie ma obaw, że plan propozycji łapówkarskiej dla Agory mógł powstać w jego otoczeniu premier powiedział: - Wątpię. Natomiast bardzo bym chciał się dowiedzieć jak było naprawdę. I liczę na to, że komisja śledcza i prokuratura rzecz tę wyjaśnią. Jestem głęboko zainteresowany wyjaśnieniem wszystkich kwestii, albowiem jestem w tej sprawie poszkodowany, jestem pomówiony, moje nazwisko zostało użyte w znanym kontekście. Być może nie ma bardziej zainteresowanego człowieka ode mnie wyjaśnieniem tej kwestii, więc ja cierpliwie czekam. Czekam na postępy prac w prokuraturze i czekam na postępy prac komisji śledczej - powiedział premier.