Z MSWiA oraz Urzędu Ochrony Państwa trafiły do stołecznego Sądu Lustracyjnego dokumenty dotyczące kontaktów Aleksandra Kwaśniewskiego z PRL-owskimi służbami specjalnymi. Dokumenty pochodzą z lat 80-tych, kiedy Kwaśniewski pracował w młodzieżowych gazetach i był ministrem sportu. Sąd sprawdza prawdziwość oświadczenia, w którym ponownie kandydujący w wyborach Kwaśniewski zapewnia, że nie był współpracownikiem tajnych służb PRL. Dziś prezydent powtórzył tę deklarację przed sądem. Są jednak dokumenty, które być może mogłyby podważyć prawdziwość tego oświadczenia. Nie wszystko wiadomo na temat przesłanych dokumentów, bowiem Sąd i Rzecznik Interesu Publicznego raczej zadawali pytania niż przedstawiali ich treść. Wiadomo jedynie, że UOP przesłał do Sądu akta tajnego współpracownika o kryptonimie "Alek". Była to osoba wywodząca się ze środowiska dziennikarskiego, ale w dokumentach nie zachowało się jej nazwisko. Tymczasem na podstawie teczek paszportowych rzecznik podejrzewa, że "Alkiem" mógł być właśnie Aleksander Kwaśniewski. Prezydent zdecydowanie zaprzecza twierdząc, że jako redaktor naczelny "ITD" i "Sztandaru Młodych", owszem, kontaktował się z oficerem SB, ale nie była to tajna współpraca, a raczej "sondowanie poglądów". Prezydent mówił przed sądem, że podejrzewa, iż "cała sprawa jest grą polityczną, rozpętaną przez tych, którzy nie umieją uczciwie wygrać wyborów." Kwaśniewski zżymał się też na UOP, że dopiero teraz, gdy rozpoczyna się kampania, wyciągnął ze swych archiwów nowe dokumenty. Rzecznik Interesu Publicznego, Bogusław Nizieński, mówił, że na razie nie podważa prawdziwości oświadczenia lustracyjnego prezydenta, ale musi wyjaśnić wszystkie wątpliwości, dlatego prosi o przesłuchanie oficerów SB sporządzających dokumenty dotyczące "Alka" i kontaktujących się z Kwaśniewskim. Przypomnijmy: gdyby sąd uznał, że prezydent skłamał w swym oświadczeniu, Kwaśniewski nie mógłby startować w wyborach, a także pełnić dalej swej funkcji. Posłuchaj relacji reportera radia RMF FM z Sądu Lustracyjnego w Warszawie, Konrada Piaseckiego: Spokojni o swój los są natomiast inni kandydaci na najwyższy urząd w państwie - Andrzej Lepper, Jan Łopuszański. Sąd uznał, że ani jeden, ani drugi nie był agentem. Podobnie przyznał, że Marian Krzaklewski nie był agentem i złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne. Sąd nie zakwestionował również prawdziwości oświadczenia złożonego przez Andrzeja Olechowskiego.