Wielokrotnie z premedytacją rozdrażniany, podjudzany, systematycznie szczypany przez zatrudnionego w Platformie jako kamikadze Palikota, prezydent nie wytrzymywał, dawał się wciągać w karykaturalne utarczki i tracił. Tracili obaj, ale więcej do stracenia miał oczywiście prezydent. Dziś Kaczyński postanowił zrobić Tuskowi to, co jemu bez przerwy robi Palikot. I Tusk już spotyka się z krytyką nawet tych dziennikarzy, którzy zawsze mu kibicują oraz polityków koalicyjnego PSL. Konflikt szczytowo-samolotowy między premierem i prezydentem wyznacza nowe apogeum groteskowości polskiego życia politycznego zdominowanego przez konflikt dwóch prawicowych partii. Tonący brzydko się chwyta - powiedział kiedyś Antoni Słonimski. To nie Donald Tusk, tonie Lech Kaczyński, ale kompromitują się obaj. Ludzie już opowiadają sobie dowcipy. Jaki jest szczyt absurdu? Szczyt z udziałem polskiego premiera i prezydenta. O co chodzi, mniej więcej wiadomo. To samo, co powszechnie postrzegamy jako konflikt, faktycznie funkcjonuje także jako swoisty sojusz dwóch kłócących się stron na rzecz dominacji w obiegu publicznym. Dopóki trwać będą udry Palikotów, Tusków, Chlebowskich z Kaczyńskimi, Kaczyńskimi i Ziobrami, dopóty to oni wypełniać będą sobą całą sferę publiczną. I wszyscy razem mogą bezkarnie obniżać poziom debaty publicznej, bo do kiedy odgrywać w niej będą główne role, dotąd trwać będzie status quo. Ale tak, jak nic w przyrodzie, tak i ten mechanizm nie jest perpetuum mobile i kryska przyjdzie na obu matysków. Wracają skojarzenia z latami 90., gdy prawica była synonimem kłótliwości, nieskuteczności, niezrozumiałych podziałów. Jeszcze w 2000 albo w 2001 roku toczyły się w Polsce dyskusje, czy w ogóle będzie tu jakaś prawica. Tak więc niedawne publicznie zgłaszane przez kilku prawicowych publicystów wątpliwości, czy Polska będzie krajem bez lewicy, grzeszą nie tylko pychą, ale i krótką pamięcią. To, że konflikt między PO i PiS, które bazują na podobnej tradycji, podobnej ideologii IV RP (a dzieli je głównie poetyka i ta różnica zastąpiła prawdziwe podziały polityczne w Polsce), zaczynają się wymykać spod jakiejkolwiek kontroli, przestaje być normalną walką o przywództwo polityczne, a zaczyna poważnie zagrażać prawicowej dominacji w Polsce. Zażenowani postawą obu głównych postaci sporu (zachowanie obu podsuwa na myśl inne powiedzenie Słonimskiego, że jeden i drugi to raczej poleżeć niż postać) są dziś nawet najtwardsi prawicowi publicyści. Jak szybko i niespodziewanie upadać mogą w Polsce hegemonie, przekonaliśmy się już kilka razy po 1989 roku. Ostatnie słowo zostawmy więc znów Słonimskiemu. "Polska to taki kraj, w którym wszystko jest możliwe. Nawet zmiany na lepsze". Sławomir Sierakowski