Rosjanie albo mają wielkiego pecha, albo mocno zdenerwowali któregoś z bogów piorunów. Bo jaka jest szansa, że wyładowanie elektrostatyczne trafi w akurat wystrzeloną rakietę? Zapewne niewielka. Ale i tak się im to przydarzyło. Ekipa rosyjskiej Korporacji Państwowej ds. Aktywności Kosmicznej Roskosmos nie miała łatwego dnia. Start Sojuz 2-1b musiał odbyć się przy kiepskiej pogodzie, które uprzykrza od kilku dni życie ludziom nie tylko w Polsce, ale najwyraźniej też na wschód od naszego kraju. Wystrzelona ze znajdującego się pomiędzy Moskwą a Archangielskiem Kosmodromu Plesieck rakieta miała spokój przez jakieś kilka sekund swojego lotu. Po tym czasie z zachmurzonego nieba uderzył w nią piorun. Jak nietrudno się domyślić wszyscy obserwujący tę sytuację z ziemi przerazili się nie na żarty. Taki wypadek mógł kompletnie zniszczyć rakietę i przekreślić powodzenie całej misji. Rosjanie twierdzą jednak, że wyładowanie nie było w stanie nie tylko uszkodzić, ale nawet choć na chwilę zatrzymać rakiety. Jak przystało na twardy, rosyjski konstrukt doleciała tam, gdzie miała dolecieć w zaplanowanym czasie.