Inicjatywa, z którą wystąpiło rosyjskie MSZ, opiera się na przekazanym w ubiegłym tygodniu przez ministra spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej Siergieja Ławrowa partnerom zachodnim "planie zażegnania kryzysu na Ukrainie". Punktem wyjścia miałoby być zaakceptowanie "niepodległości Krymu" i "okiełznanie wybryków ultranacjonalistycznych i radykalnych ugrupowań, terroryzujących myślących inaczej, ludność rosyjskojęzyczną i naszych rodaków" - podało wówczas rosyjskie MSZ. Według MSZ Rosji proponowana grupa poparcia dla Ukrainy powinna "pomoc Ukraińcom w uznaniu prawa Krymu do decydowania o swojej przyszłości zgodnie z wynikami niedzielnego referendum".Rosja jest jedynym krajem świata uznającym władze Krymu i jedynym, które na obecną chwilę uznało wyniki tamtejszego referendum przeprowadzonego w sytuacji okupacji półwyspu przez około 20 tys. rosyjskich żołnierzy."To jest charakterystyczne wysyłanie sprzecznych komunikatów" - komentował w rozmowie z INTERIA.PL działania władz Rosji wobec Ukrainy Norbert Maliszewski z Uniwersytetu Warszawskiego w czwartek. "Tak działała propaganda czasów Hitlera we Francji. Gdy Niemcy zajmowali Francję, wysyłano sprzeczne komunikaty - były informacje i pozytywne, i negatywne. A ta huśtawka emocji powodowała, że ludzie nie wiedzieli, co myśleć. Byli bardziej ulegli, zdezorientowani i skłonni do poszukiwania rozwiązań kompromisowych. Obudzili się w kraju okupowanym przez nazistowskie Niemcy" - mówił wówczas Maliszewski. "Trochę się od tego odzwyczailiśmy, ale to są wzorce zimnowojenne, sowieckie" - komentował. Tymczasem dzisiaj rano władze Krymu ogłosiły, że ukraińskie jednostki na Krymie "zostaną rozwiązane", a ich bazy i sprzęt - "znacjonalizowane".