Ostatnie kontrole przeprowadzone dzisiaj rano w systemach sterowania Mira wykazały, że stacja jest gotowa do zejścia z orbity - poinformowano w podmoskiewskim Centrum Kierowania Lotami Kosmicznymi. - Mir jest posłuszny rozkazom wydawanym z ośrodka kontroli - potwierdził Agencji France Presse dyżurny Centrum. Podkreślił, że wszystko na stacji funkcjonuje normalnie i nie ma powodów do obaw. Zgodnie z przesłanymi poleceniami stacja przestała kręcić się wokół własnej osi a jej baterie zostały ustawione tak, aby czerpać jak najwięcej energii słonecznej, potrzebnej do funkcjonowania urządzeń Mira. - To bardzo ważna procedura i eksperci są szczęśliwi, że wszystko potoczyło się bez trudności - powiedziano w podmoskiewskim Centrum. Wczoraj Mir obniżył swój lot do krytycznej wysokości 220 km nad poziomem Ziemi, na której oddziaływanie gazów atmosferycznych na obiekty kosmiczne staje się bardziej intensywne. Następnie eksperci z centrum kierowania lotami określili trajektorię, po której stacja będzie schodziła z orbity. Rosjanie przewidują, że resztki Mira, które nie spłoną podczas wchodzenia w atmosferę ziemską, spadną na Ziemię i zatoną w zachodniej części Pacyfiku jutro ok. godz. 7.30 (czasu warszawskiego). Ich łączna masa może przekroczyć 20 ton. Tymczasem planowany upadek stacji komplikuje życie mieszkańców tej części świata. Nowozelandzkie linie lotnicze przełożyły godziny lotów międzykontynentalnych i kilku połączeń lokalnych. Opóźnione mogą być m.in. odloty z Sydney w Australii do Los Angeles (USA) i Buenos Aires (Argentyna). Japoński rząd polecił mieszkańcom południowej i zachodniej Japonii, by na wszelki wypadek raczej nie wychodzili z domów. Właśnie nad Japonią przebiega trasa stacji orbitalnej MIR, która jutro ma zostać ostatecznie zniszczona, a jej szczątki zatopione w Pacyfiku. - Jest mało prawdopodobne, by w ciągu tych czterdziestu minut, kiedy MIR będzie przelatywał nad Japonią, jego szczątki spadły na nasz kraj. Jednak lepiej zachować ostrożność, dlatego poleciliśmy mieszkańcom, by nie wychodzili z domów i bacznie śledzili informacje lokalnych władz - powiedział jeden z przedstawicieli władz.