Isistius brasiliensis, czyli rekin foremkowy wcześniej nazywany przez autochtonów "demonem gryzącym wieloryby", po raz pierwszy został opisany w XIX wieku przez duet francuskich naukowców, Jeana René Constanta Quoy i Josepha Paula Gaimarda. Ale dopiero w latach 70. poprzedniego stulecia poznaliśmy prawdziwe możliwości małej morskiej bestii. W 1971 roku Amerykanin Everet Jones z U.S. Bureau of Commercial Fisheries studiował dokładnie anatomię wyłowionego ciała Isistius brasiliensis. W żołądku stworzenia odkrył tajemnicze stożkowe fragmenty mięsa innych zwierząt. Dotychczas badacze sądzili, że dziwne rany widziane od czasu do czasu na delfinach czy żarłaczach białych były śladem po ataku pasożytów, pijawek, minogów, infekcji bakteryjnych albo innych, nieodkrytych dotąd oceanicznych stworzeń. Kluczem do zagadki okazał się jednak właśnie rekin foremkowy. Wraz z odkryciem odgryzionych kawałków innych ryb i ssaków morskich, naukowcy obejrzeli dokładnie szczęki niewielkiego drapieżnika. Wtedy zdziwienie przeszło w przerażenie. Nikt wcześniej nie podejrzewał bowiem, że niepozorny rekinek jest uzbrojony w tak potężną broń. Niezwykle ruchomy język i imponujące "wargi" pozwalają stworzeniu przyssać się do ofiary niczym odkurzacz przemysłowy do gładkiej powierzchni. Następnie zatapiają ostre jak brzytwy zęby w ciało atakowanego i silnymi ruchami dosłownie odpiłowywują kawałki mięsa. Rany po takiej operacji mają około pięć centymetrów średnicy i siedem głębokości. Rekiny foremkowe nadal są zagadką dla świata nauki. Żyją głównie w wodach strefy zwrotnikowej na dużej głębokości - około 3,7 kilometra. W nocy wypływają wyżej, żeby żerować, bo tak głęboko pod powierzchnią mórz nie ma dla nich zbyt wiele pożywienia. Spód ich ciała świeci w ciemności, ale głowa i grzbiet są ciemne. Takie połączenie barw przyciąga uwagę większych drapieżników, które zwabione wizją łatwiej zdobyczy, podpływają do rekinów foremkowych. Wtedy te natychmiast przyczepiają się do ofiary i odprawiają swój makabryczny rytuał. Ślady po ataku tajemniczych stworzeń znaleziono jak dotąd na przedstawicielach 48 gatunków wielorybów czy delfinów, a także na tuńczykach, miecznikach czy nawet słynnych żarłaczach białych. Ale to nie wszystko. Naukowcy są niemal pewni, że tajemnicze stożkowate dziury znajdowane na okrętach podwodnych to również sprawka rekina foremkowego. Kilka razy zdarzyło się nawet, że ryba przegryzła jakąś wrażliwą część okrętu, jak odkryte przewody elektryczne, przez co załoga musiała natychmiast wracać do bazy. Rekinom zdarzało się także uszkodzić sondy badawcze zanurzane na duże głębokości. Ofiarami małych drapieżników padali także ludzie. W 2009 roku mężczyzna, który podjął próbę przepłynięcia prawie 50-kilometrowego dystansu z Hawajów na wyspę Maui w ciągu jednej nocy, zakończył wyprawę z dziurą w klatce piersiowej. Z kolei w 2019 dwóch pływaków, biorących udział w zawodach Ocean's Seven, przypłaciło tę zabawę kilkoma poważnymi ranami na brzuchu, nogach i ramionach