W czasach, kiedy większość polityków raczej ukrywa swoje prawdziwe intencje i słynie co najwyżej z przerzucania winy na swoich politycznych oponentów, Lepper prezentuje zapał i szczerość godną prawdziwego rewolucjonisty i człowieka, który wie, po co się wygrywa wybory. Ostatnio zasmucił się losem swojego koalicyjnego partnera, Jarosława Kaczyńskiego. Ten polityk ma ponoć na głowie same kłopoty. Okazało się, że choć nie może w swojej partii rządzić samodzielnie, jedno- i własnoręcznie sterując wszystkim i wszystkimi, to i tak na nim mszczą się wszystkie nieszczęścia i niepowodzenia. Na dodatek nie tylko musi słuchać innych, liczyć się z zewnętrzną i wewnętrzną opozycją, ale jeszcze ostatnio przyszło mu tłumaczyć z jakichś podejrzanych rachunków PiS-owskich młodych wilków, medialnych afer itd. itp. Jednym słowem, prezes Kaczyński choć ma brata prezydenta i gdyby chciał mógłby zostać w każdej chwili premierem, łatwego życia nie ma, wręcz przeciwnie: wiatr wieje mu w oczy. Nie to co u panu Leppera: ten polityk otrzymał dar zamieniania życzeń w konkrety: co wymyśli, to za chwilę się staje faktem, i to nie tylko medialnym. Chce wejść do parlamentu na początek jako trzecia siła? Proszę bardzo - naród się nawet nie zastanawia, tylko głosuje w ciemno. Ministerialna kariera i wejście Samoobrony do rządu? Jak najbardziej. Pamiętam, że niektórym dziennikarzom jeszcze nie obeschły łzy od śmiechu wywołanego tym pomysłem, a tu już pan prezydent wręcza Lepperowi ministerialną i premierowską tekę. I tak można by mnożyć kolejne przykłady, aż do znudzenia, choć akurat na nudę ze strony pana wicepremiera (na razie) narzekać nie możemy. Ostatnio (uprzedzając profesorskie głowy) ujawnił źródło swoich sukcesów: jest nim samodzielne i niczym nieskrępowane, bo jednoosobowe, sprawowanie władzy. Ostatnie pół roku udowadnia, że rzeczywiście lider Samoobrony, inaczej niż reszta politycznej elity, nikim się za bardzo nie przejmuje i nikomu nie tłumaczy sięgając po coraz większy kawałek tortu z napisem "władza". Postanowił uzdrowić już nie tylko polskie rolnictwo, budownictwo i sprawy społeczne ale zabrać się za NBP, państwowe spółki i media (tzn. te, które na swoje nieszczęście zostały jeszcze w państwowych rękach). Zażądał też "prawdziwej władzy", czyli wejścia swoich ludzi nie tylko do zarządów wielkich firm, ale i do resortów siłowych, przy okazji podpierając się wolą ludu, a dokładniej tej części która "stoi za Samoobroną i Lepperem". Przy okazji Lepper głosi też, że robi tak, aby ratować Polskę i zablokować "dalsze niszczenie kraju" oraz "wyjaśnić wszystkie złodziejskie prywatyzacje". Jest więc nie tylko ręką, która rozdaje, ale i tą, która karze winnych, a jak uczy historia lud lubi takie igrzyska. Lepper udaje, że wymyślił jakąś "trzecią drogę", przy okazji deklarując ludowi, że serce ma "gorące, czerwone i po lewej stronie". I choć spece od wizerunku uczynili wiele, aby Lepper przypominał swoim wyglądem statecznego, europejskiego polityka to jednak czar pryska kiedy wicepremier przemawia. Okazuje się, że niezłe garnitury, odpowiednio dobrane koszule i krawaty, a na ręce dobry zegarek nie wystarczą. Niemal każda wypowiedź szefa Samoobrony udowadnia, że w "formie i treści" bardziej niż do europejskich polityków jest on podobny do całej rzeszy latynoskich populistów w typie Chaveza. Nie wiem, jak skończy się ta przygoda z władzą - mam nadzieję, że szybko i w miarę bezboleśnie. Tymczasem Lepper, jak każdy rewolucjonista, wie że ma teraz swoje pięć minut i dlatego rozkręca na całego spiralę żądań stawiając przy okazji pod ścianą koalicyjnych partnerów. To go akurat nic nie kosztuje. Rachunki za polityczne eksperymenty i tak najczęściej płacą zwykli ludzie. Ks. Kazimierz Sowa