Nader, założyciel ruchu obrony praw konsumentów, po raz kolejny ubiega się o prezydenturę jako rzecznik lewicowej krucjaty przeciw wielkim korporacjom i globalizmowi, a ostatnio też przeciw wojnie w Iraku. Odwołuje się do Amerykanów nie znajdujących dla siebie miejsca w dwupartyjnym systemie politycznym. W 2000 r. Nader, startując jako kandydat Zielonych, zdobył tylko 2,7 procent głosów bezpośrednich, ale praktycznie rozstrzygnął wyjątkowo wtedy wyrównany wyścig między George'em W. Bushem i Alem Gore. Na Florydzie bowiem, gdzie głosowanie zadecydowało o rezultacie w całym kraju, poparło go 97.488 wyborców (1,6 proc. elektoratu), co przeważyło szalę na korzyść Busha, który - jak uznał Sąd Najwyższy - wygrał tam różnicą zaledwie 537 głosów. Jak wykazują badania opinii, przeważająca większość zwolenników Nadera głosowałoby na kandydata Demokratów, gdyby Nader nie brał udziału w wyborach - w 2000 r. na Gore'a, a obecnie na Kerry'ego. Według sondaży, w tym roku Nader powinien zdobyć jeszcze mniej głosów w skali kraju - raptem 1 procent - bo polaryzacja polityczna w USA jeszcze się zaostrzyła. Znowu jednak może się okazać przysłowiowym języczkiem u wagi. Nazwisko niezależnego kandydata jest na razie na kartach wyborczych w 30 stanach (na 50) - tylko tam zdołał zebrać wystarczającą liczbę podpisów - ale jest wśród nich co najmniej dziewięć stanów, gdzie siły są wyrównane (Floryda, Kolorado, New Hampshire, Iowa, Maine, Minnesota, Nevada, Nowy Meksyk i Wisconsin), więc Nader może "zamieszać". Nader mimo protestów nie dostał się w zeszłym tygodniu na listę wyborczą w Pensylwanii i procesuje się jeszcze w Iowa. U jego boku kandydatem na wiceprezydenta jest Latynos, Peter Miguel Camajo. Demokraci nienawidzą Nadera, uważają, że jest egoistą, nie potrafiącym poświęcić własnych ambicji dla zwycięstwa spraw, które powinny mu być równie drogie jako lewicowcowi. Od dawna próbują go nakłonić do rezygnacji z kandydowania, ale bez skutku. W maju Nader spotkał się z Kerrym i pochwalił go jako "bardzo prezydenckiego". Ostatnio jednak krytykuje demokratycznego kandydata jako polityka bez ideowego kręgosłupa i charakteru. Jego zdaniem, senator z Massachusetts za bardzo schlebia gustom centrowych wyborców. "Pozwala Bushowi przeciągnąć siebie na jego stronę" - mówi. Obserwatorzy zauważyli jednak, że jest raczej przeciwnie - Kerry zaostrzył ostatnio ataki na wielkie korporacje i wojnę w Iraku, tak jakby chciał odebrać część zwolenników Naderowi. Nader twierdzi, że ma prawo ubiegać się o prezydenturę, gdyż reprezentuje Amerykanów niezadowolonych z dwupartyjnego systemu politycznego. Innymi kandydatami są m.in.: Michael Peroutka z Partii Konstytucyjnej, David Cobb (Zieloni), Walt Brown (partia Socjalistyczna USA) i Michael Badnarik (Partia Libertariańska). Kandydaci niezależni lub mniejszych ugrupowań rzadko zagrażali kandydatom głównych partii. W większości wyborów po roku 1860 uzyskiwali łącznie mniej niż 5 procent ogólnej liczby głosów. W minionym półwieczu najgroźniejszym trzecim współzawodnikiem okazał się multimilioner Ross Perot, który w 1992 r. zdobył 19 procent głosów. System dwupartyjny zawiera specjalne zabezpieczenia przeciw wzrostowi wpływów trzeciej partii; na przykład warunkiem udziału w debacie prezydenckiej jest uzyskanie w sondażach poparcia co najmniej 15 procent elektoratu.