Kopalnie to jeden z fundamentów chilijskiej gospodarki. Przynoszą południowoamerykańskiemu krajowi wiele zysków, ale produkty uboczne ich działania, utylizowane w dolinach, górskich wąwozach, korytach rzek i zbiornikach wodny stanowią poważne zagrożenie dla środowiska. Ale zanieczyszczenie lokalnego ekosystemu to nie jedyna szkoda, jaką mogą wyrządzić. Stawy i jeziora, w których składowane są odpady odgradzane są często tamami tworzącymi stawy osadowe. Jak podaje agencja AFP niedawno w Brazylii zawaliły się dwie takie konstrukcje, zabijając setki osób. To zaalarmowało Chilijczyków mieszkających w pobliżu zbiorników przemysłowych, którzy teraz obawiają się o własne życie. Ostatnia taka katastrofa budowlana wydarzyła się w tym kraju w 1965, kiedy trzęsienie ziemi o sile 7,4 w skali Richtera doprowadziło do zniszczenia tamy i śmierci 300 ludzi. Choć władze zapewniają, że zagrożenie zawaleniem jest niewielkie. Pozostaje nadal ryzyko skażenia chemicznego. Po ponad 100 latach funkcjonowania przemysłu kopalnianego w Chile wybudowano już 740 tam i stawów osadowych. 170 z nich zostało opuszczonych i zostawionych samym sobie. - Związki znajdujące się w tych stawach to potencjalne źródło skażenia wód gruntowych - mówi agencji AFP Lucio Cuenca, szef Latynoamerykańskiego Obserwatorium Konfliktów Środowiskowych. - Pyły unoszące się nad nimi mogą zostać również przetransportowane przez wiatr zanieczyszczając ziemię i zatruwając ludzi oraz zwierzęta. Dla przykładu odpady ze zbiornika El Mauro praktycznie pozbawiły mieszkańców okolicznego miasta Caimanes czystej wody pitnej, gdyż zatruły wszystkie jej zasoby w okolicy. Przedstawiciele rządu zapewniają, że kopalnie i składowiska odpadów są o wiele bezpieczniejsze dzisiaj niż 10 lat temu i że 10 lat będzie jeszcze lepiej. Na razie jednak miedziane jeziora w Chile poza tym, że zachwycają magicznymi widokami, będą stanowić poważne zagrożenie dla lokalnej ludności.