Choć nie otrzymał powołania na ostatnie zgrupowania reprezentacji Polski, Rafał Pietrzak wciąż wierzy w wyjazd na Euro. Ma jednak świadomość, że najpierw musi wrócić do regularnej gry w klubie. Mimo wszystko występujący w belgijskiej ekipie Royal Excel Mouscron Polak zna swoją wartość i deklaruje, że nie czuje się gorszy od żadnego lewego obrońcy w Polsce. Dlaczego występuje akurat na tej pozycji? Jak wygląda życie w Belgii? Czy zdziwiło go zwolnienie trenera Macieja Stolarczyka z Wisły Kraków? Jak to jest przebyć drogę z III ligi do reprezentacji Polski w ciągu kilku miesięcy? W czym Polacy przerastają Belgów? Na te i wiele innych pytań Pietrzak odpowiedział w rozmowie z dziennikarzem Interii, Tomaszem Brożkiem. Tomasz Brożek, Interia: Zacznijmy od wiślackiego wątku. W środę 12 lutego mija czwarta rocznica twojego debiutu w barwach "Białej Gwiazdy". Pamiętasz jaki to był mecz? Rafał Pietrzak, Royal Excel Mouscron: Jeśli się nie mylę, to ze Śląskiem Wrocław. Tak, przegrany 0-1. Z tego co pamiętam, zagrałeś wtedy jako defensywny pomocnik? - Zgadza się. Taki był pomysł trenera Tadeusza Pawłowskiego. Na obozie dobrze spisywałem się na tej pozycji i tak się złożyło, że zagrałem na środku pomocy. A jak to się stało, że zostałeś lewym obrońcą? Jeszcze w juniorach grywałeś na pozycji stopera, ale nie wierzę, że nie ciągnęło cię do formacji ofensywnych. Tym bardziej, że - jak sam kiedyś przyznałeś - twoim piłkarskim idolem jest sam Zinedine Zidane. - Praktycznie we wszystkich kategoriach młodzieżowych w Zagłębiu Sosnowiec byłem stoperem lub lewym pomocnikiem. Gdy awansowałem do pierwszej drużyny początkowo także występowałem na lewym lub prawym skrzydle. Potem jednak w jednym meczu trener oddelegował mnie na lewą obronę, dobrze zagrałem i tak już zostało. Potem już wszyscy szkoleniowcy widzieli mnie na tej pozycji. Jakub Wawrzyniak zwykł twierdzić, że w reprezentacji jest zmiennikiem zawodnika, którego nie ma. Zgadzasz się z opinią, że polska piłka cierpi na niedobór klasowych lewych defensorów? Jeśli tak, to z czego to wynika? Mamy zbyt mało utalentowanych lewonożnych zawodników? - Wydaje mi się, że teraz jest wielu piłkarzy, którzy grają na lewej obronie i występują w dobrych klubach - Maciej Rybus, Arkadiusz Reca, Paweł Jaroszyński... Nie jest więc tak, że my tych zawodników nie mamy. Czasami może nikt nie daje im szansy. Wiem z własnego doświadczenia, że jeśli ktoś ci zaufa i pozwoli ci grać regularnie, możesz podnieść swój poziom. Wiele osób narzeka, że nie mamy lewego obrońcy, ale są zawodnicy, którzy mogą grać na tej pozycji. Wierzysz w to, że tym który zagra na tej pozycji na Euro, będziesz właśnie ty? - Na razie muszę się skupić na tym, żeby regularnie grać w klubie, bo z tym jest problem. To jest priorytet. Jeśli systematycznie będę łapał kolejne minuty, wtedy zacznę myśleć o tym, że może pojadę na zgrupowanie przed Euro. W ostatnich meczach pierwszym wyborem Jerzego Brzęczka na lewej obronie był Arkadiusz Reca. Jesteś w stanie porównać wasze piłkarskie umiejętności na podstawie wspólnych treningów? - To nie jest zadanie dla mnie. Ja nie czuję się gorszy od żadnego lewego obrońcy w Polsce. Takie jest moje zdanie. Na pewno jednak nie będę się z nikim porównywał, bo nie jest łatwo o tym mówić, a poza tym to leży w gestii trenerów. Nie mnie o tym decydować. Nie dostałeś wielu szans w reprezentacji, wystąpiłeś tylko w dwóch spotkaniach (w meczu Ligi Narodów z Włochami i w sparingu z Irlandią), przebywając na murawie łącznie niespełna pół godziny. Swoją wartość mogłeś więc udowodnić głównie na treningach. Miałeś do siebie żal, że może nie do końca wykorzystałeś swoją szansę, czy byłeś zadowolony ze swojej pracy? - Chciałem trenować i grać jak najlepiej. To trener może ocenić czy wyglądałem dobrze, czy nie. Myślę, że nie odstawałem od reszty. Wiadomo, byli tam sami klasowi zawodnicy, którzy grają w bardzo dobrych klubach, ale nie był to dla mnie jakiś bardzo duży przeskok. Dawałem z siebie wszystko. Jakiś czas temu stwierdziłeś, że twój ostatni kontakt z selekcjonerem miał miejsce po tym, gdy wysłałeś mu SMS-a z gratulacjami po wywalczeniu awansu na Euro. Coś się w tej kwestii zmieniło? - Gdy kadra awansowała na mistrzostwa, wysłałem wiadomość z gratulacjami, po czym wymieniliśmy parę wiadomości. Od tamtej pory nic się nie zmieniło. To chyba jednak nic jeszcze nie oznacza, bo pierwsze powołanie od Jerzego Brzęczka także otrzymałeś z zaskoczenia, bez wcześniejszych rozmów. - Tak, nie było wcześniej jakichkolwiek przecieków na temat mojego pierwszego powołania. Każdy jest jednak świadomy swojej sytuacji. Ja także wiem, że nie gram regularnie w klubie, więc tego powołania mogę nie dostać. Obecnie skupiam się wyłącznie na tym, by wywalczyć sobie miejsce w pierwszym składzie, bo to jest najważniejsze. Jeśli będę grał regularnie, to może otrzymam zaproszenie na zgrupowanie. Jeśli nie, to - jak mówiłem po pierwszym powołaniu - nic się dla mnie nie zmieni. Będę dalej robił swoje. Byłem już w trudnych sytuacjach, potem grałem dla reprezentacji i teraz znowu muszę wrócić do regularnej gry. A propos trudnych sytuacji. Pierwsze powołanie było dla Ciebie zwieńczeniem szalonego czasu. W ciągu czterech miesięcy przebyłeś drogę z III-ligowych rezerw Zagłębia Lubin do kadry narodowej. - Tak, to było troszeczkę szalone. Gdy ludzie dzwonili do mnie z gratulacjami po pierwszym powołaniu powtarzałem im, że wiem jaką pracę wykonałem. Poszedłem do Zagłębia po zerwaniu ścięgna Achillesa i chciałem grać regularnie. Różnie z tym bywało, ale była drużyna rezerw, w której występowałem co tydzień i można powiedzieć, że tam dochodziłem do zdrowia. Moja pewność siebie wzrastała z tygodnia na tydzień i na pewno nie żałuję żadnej z decyzji, które podjąłem. Naprawdę zmieniłem się pod względem mentalnym, znam swoją wartość i wiem, że jestem przygotowany na wszystko. Cieszę się z tego, że tak się to potoczyło. Gdybym mógł cofnąć czas, na pewno nie zmieniłbym nic w tamtym okresie. Trenerem, który pozwolił ci odbudować pozycję w piłce klubowej na najwyższym poziomie był Maciej Stolarczyk. Zdziwiłeś się, gdy Wisła go zwolniła? - Wyniki na pewno nie były zadowalające. Znam trenera i wiem, że ma mocny charakter. Zrobiłby wszystko dla chłopaków i dla klubu, żeby było jak najlepiej. Możliwe, że drużyna potrzebowała jakiegoś impulsu. Ja na pewno bardzo szanuję trenera Stolarczyka. Tak jak powiedziałeś, to szkoleniowiec który dał mi kredyt zaufania. Na pewno będę mu za to wdzięczny. Ja swoją szansę wykorzystałem dzięki ciężkiej pracy na treningach i poprzez występy w Wiśle. Zapracowałem sobie na to, by pojechać na zgrupowanie reprezentacji, a teraz jestem w Belgii. Dziękuję trenerowi za to, że we mnie uwierzył. Jak zapamiętałeś trenera Stolarczyka? Mógłbyś opowiedzieć jakąś ciekawą i nieznaną anegdotę ze swoim byłem szkoleniowcem w roli głównej? - Dużo by tego było (śmiech). Na pewno miał bardzo, bardzo dobry kontakt z drużyną. Powiem szczerze, nie miałem drugiego takiego trenera, który miałby tak świetny kontakt z zawodnikami - czy to ze starszymi, czy z młodszymi. To po prostu człowiek, wobec którego odczuwasz ogromny respekt, ale można było do niego pójść i pogadać o wszelkich możliwych sprawach. Podchodził do wszystkiego z dużą klasą. Gdybyś zadzwonił do zawodników, którzy byli wtedy w Wiśle, każdy powiedziałby, że trener Stolarczyk to dla niego bardzo ważna osoba. Wraz ze sztabem szkoleniowym wykonał świetną pracę. Na pewno każdy to zapamięta. Dużo było zawodników, którzy nie grali, a jednak później otrzymali od niego szansę. Takim przykładem jestem ja, Martin Kosztal, Zdenek Ondraszek... Wielu piłkarzy mogło już odejść z Wisły, a trener na nich postawił i pokazali, że potrafią grać. Mieliśmy świetną drużyną, super atmosferę i myślę, że było to widać na boisku i poza nim. Trenerowi Stolarczykowi na pewno należy się za to duży szacunek. Po odejściu z Wisły pracowałeś pod okiem trenera Bernda Hollerbacha, który chwilowo musiał zrezygnować z pełnienia swoich obowiązków. Jak wygląda jego sytuacja? - Tydzień temu doszło do zmiany na stanowisku szkoleniowca, ponieważ trener Hollerbach ma bardzo poważne problemy zdrowotne (chodzi o ostre zapalenie płuc - przyp. TB) i niestety musiał nas opuścić. Cały czas mamy z nim jakiś kontakt, ale na razie zwolnił swoją posadę. Życzę mu jak najlepiej, bo zdrowie jest najważniejsze. Piłka nożna schodzi w takich momentach na drugi plan. Oby wszystko było z nim w porządku. Tymczasowym trenerem został dyrektor sportowy akademii Philippe Saint-Jean, starszy szkoleniowiec. Na dzisiaj nie widzi mnie w składzie, ale doświadczenie nauczyło mnie, że w takich sytuacjach także trzeba sobie dawać radę. Walczę i trenuję jak najlepiej. To, czy będę grał, zależy już jednak od trenera. Czy klub planuje już ewentualne zatrudnienie nowego szkoleniowca? - Do końca sezonu zmienił się tylko pierwszy trener. Pozostali członkowie sztabu pozostali na stanowiskach. Jeśli trener Hollerbach nie wyzdrowieje, do zakończenia rozgrywek będzie nas prowadzić trener Saint-Jean. Później, jeśli nasz pierwszy szkoleniowiec dojdzie do pełni sił - mamy nadzieję, że tak właśnie będzie - ponownie przejmie dowodzenie w drużynie. Jeśli chodzi o twoje występy, do tej pory zagrałeś w 14 spotkaniach ligowych, notując dwie asysty. Jesteś zadowolony z tych liczb? A może po cichu liczyłeś na więcej? - Wiadomo, liczyłem na więcej. Tym bardziej, że dzięki swoim występom trzy razy znalazłem się w jedenastce kolejki. Mam na koncie dwie asysty, lecz gdyby koledzy lepiej wykorzystywali swoje sytuacje, byłoby ich o kilka więcej. Wtedy te statystyki wyglądałyby zupełnie inaczej. Na pewno jestem zły na zaistniałą obecnie sytuacje. W pierwszym meczu po przerwie zimowej graliśmy z KAA Gent. Przegraliśmy, ale mimo to znalazłem się w jedenastce kolejki. Potem nie dostałem już swojej szansy. Jestem zły z tego powodu, ale wiadomo - trzeba robić swoje i ostro trenować. Nie ma co się obrażać. Zobaczymy jak to będzie. Mam nadzieję, że wywalczę sobie miejsce w pierwszym składzie. Przy okazji twojego transferu sporo mówiło się o braciach Żewłakowach, eks-piłkarzach Royal Excel Mouscron. W klubowych budynkach wciąż wiszą ich koszulki, a ciebie często pytano o nich w wywiadach. Czy w klubie także ktoś porównywał cię czasem do Michała lub Marcina? - Nie, generalnie rzecz biorąc takich porównań nie było. Gdy pierwszy raz przyjechałem podpisać kontrakt, to w klubie wspominali ich wszyscy. W Belgii wypracowali sobie bardzo dobrą opinię. Ja też staram się robić wszystko co mogę, by nikt nie mógł powiedzieć o Polakach, że są leniwi i się obrażają. Na pewno mają tutaj o nas dobre zdanie. Będę chciał podtrzymać ten stan rzeczy, by mówiono o nas tylko dobrze. Liga belgijska - wyniki, terminarz, tabela, strzelcy