W chwili popełnienia pierwszego przestępstwa Marek M. miał 28 lat, żonę i roczną córeczkę. Od dziesięciu lat zatrudniony był w jednej z zagłębiowskich kopalń w charakterze górnika przodowego. Zarówno w pracy jak i w miejscu zamieszkania cieszył się nienaganną opinią. Nigdy nie przesadzał z alkoholem, nie awanturował się, z rodziną żył w zgodzie. Podobno nigdy też nie zdradzał żadnych odchyleń psychicznych ani seksualnych. Nadszedł jednak dzień, w którym Marek M. objawił swoje drugie, znacznie mniej sympatyczne oblicze. Nic ci nie zrobię Było późne piątkowe popołudnie. Marek M. wrócił z porannej zmiany do domu Zjadł obiad, zdrzemnął się chwilę, a następnie wyszedł oświadczając, że zamierza udać się do wypożyczalni filmów video. Swoje kroki skierował jednak w stronę wieżowca przy Alei Korfantego. Pół roku póżniej na sali sądowej nie był w stanie wytłumaczyć co kierowało jego postępowanie krytycznego dnia. Czaty rozpoczął po uprzednim upewnieniu się, że winda funkcjonuje prawidłowo, tj. czy zatrzymuje się między piętrami po włączeniu guzika "stop". Po upływie pół godziny zdecydował się na uderzenie. Na swą ofiarę wybrał szczupłą kobietę niskiego wzrostu. Wszedł za nią do klatki schodowej, a potem bezpośrednio do stojącej już windy. W pewnym momencie przycisnął guzik zatrzymując windę pomiędzy piętrami i zdecydowanym ruchem opuścił spodnie w dół. "Tylko spokojnie , ja ci nic ci nie zrobię, chciałbym się z tobą popieścić, ale i tak mi to nie wyjdzie. Zaraz zjedziemy na dół i pójdziemy każdy w swoją stronę- wyjąkał śląską gwarą. Po kilku minut oboje zjechali windą na parter, a Marek M. zaraz po otwarciu drzwi rzucił się do ucieczki. Joanna K. jeszcze tego samego wieczoru powiadomiła o zdarzeniu policję podając dokładny rysopis gwałciciela. W trakcie działań operacyjnych już po sześciu dniach funkcjonariusze wydziału operacyjno rozpoznawczego zatrzymali w charakterze podejrzanego Marka M. Podczas policyjnej konfrontacji Joanna K. niemal natychmiast skojarzyła go jako napastnika. Zwróciła między innymi uwagę na czarne obwódki wokół spojówek, cechę charakterystyczną dla osób pracujących pod ziemią oraz śląski akcent w wymowie. Teraz nikt już, prócz żony podejrzanego nie miał wątpliwości, kto jest sprawcą gwałtu na Joannie K.. Kara zbyt surowa Dwa miesiące po aresztowaniu sąd wydał wyrok: rok pozbawienia wolności. "Przedmiotowy czyn z uwagi na swój charakter w odczuciu społecznym zasługuje na szczególne potępienie" - czytamy w sentencji. W odpowiedzi adwokat Marka M. pisał: "orzeczona przez sąd kara jest zbyt surowa, skazany ma na utrzymaniu nieletnią córkę i bezrobotną żonę. Skutki jego nieobecności w domu mogą drastycznie odbić się na sytuacji rodziny. Na dodatek skazany lada tydzień otrzyma przydziałowe mieszkanie. Wszystko wskazuje na to, że dwa miesiące pobytu w więzieniu odniosły już odpowiedni skutek i jest mało prawdopodobne, aby skazany w przyszłości dopuścił się on podobnych czynów. Mecenas mylił się jednak w przypuszczeniach. Pół roku po uchyleniu aresztu jego klient ponownie doń powrócił. Tym razem odwalił striptis na oczach nastoletnich pannic przed jedną z sosnowieckich szkół podstawowych. Trafił do aresztu już nazajutrz po zdarzeniu. I znów zdradziły go rzęsy i śląski akcent. Fragmenty wystąpień obrońcy i prokuratora podczas kolejnego procesu. Obrońca: Twierdzę, że nikogo nie można zmusić do patrzenia. Można zmusić człowieka do słuchania, do wąchania, ale nigdy do patrzenia, bo jeśli ja nie chcę patrzeć, to mogę odwrócić wzrok albo zamknąć oczy. Czyli przymus jaki on w stosunku do mnie stosuje jest bardzo ograniczony. Prędzej powinno się skazać takiego, któremu cuchnie z ust, bo jak on wsiądzie do autobusu i stoi koło mnie i zionie smrodem w nos, to ja nie mam żadnego sposobu i muszę to wdychać. Ale jeśli jest inny argument, on może iść do dentysty np. się wyleczyć. Jeśli więc mamy kogoś zamykać, to raczej tego co mu cuchnie z ust. I mówię panu, panie prokuratorze, że to nie jest żadna szkodliwość, bo kto nie chce nie patrzy. Trzeba mówić dzieciom w szkole, że są tacy biedni ludzie, którzy mają takie dziwaczne upodobania, ale oni są zupełnie nie groźni. Nie napadają przecież ludzi. Ja ci się to nie podoba to nie patrz, ale nie bój się, bo on ci nic nie zrobi. A jeśli ktoś jest na wysokim poziomie intelektualnym, to może odegrać psychodramę i udawać, że się wystraszył. Taka kobieta, która uda, że się wystraszyła i zacznie krzyczeć, to sprawi temu człowiekowi szaloną satysfakcję. Da mu szczęście tanim kosztem. Prokurator: Pan sobie nie zdaje sprawy, co się dzieje. Dziewczyna wsiada do windy, a za nią nieznany facet, który zatrzymuje windę między piętrami, obnaża się i zaczyna onanizować. Jak ona się czuje? Obrońca: Panie prokuratorze, jeśli ja wsiądę do windy z jakimś panem, który zatrzyma miedzy piętrami windę, wyjmie Biblię i zacznie mi na głos czytać, ja będę się czuł fatalnie. On narusza moją wolność osobistą. On mnie zmusza do robienia czegoś, czego ja akurat nie chcę. Bardzo zbożny cel, ale ja tego nie chcę. Pan wcale go nie musi za to zamykać, że jest ekshibicjonistą, tylko pan go może zamknąć za to, że naruszył wolność osobistą tej dziewczyny. Proszę bardzo, niech się go za to skazuje. Szkodliwość czynów ekshibicjonistów, którzy latają po parku i się obnażają jest tak mała, nawet jeśli przyjmiemy, że ona istnieje, bo ktoś może powiedzieć, a mnie było nie miło. Koniec końców wyrok zabrzmiał: 18 miesięcy pozbawienia wolności. Pół roku później obrońca napisał wniosek o przedterminowe zwolnienie skazanego ze względu na stan zdrowia jego żony i córki. Marek M. wyszedł na wolność po raz kolejny. Długo się nią zresztą nie nacieszył. Windy i podwórka szkolne były silniejsze. Kajber