Statystyki prowadzone przez brytyjskie służby Social Services podają, iż w całej Wielkiej Brytanii około 160.000 dzieci rocznie pada ofiarą przemocy. Czyli 1 dziecko na 69! Co jest również znamienne to fakt, iż w ponad 90% przypadków sprawcami dziecięcego cierpienia są niestety mężczyźni. Tatusiowie, wujkowie, kuzyni, a nawet rodzeni bracia. Przyznaję, że jest to dla mnie jako przedstawiciela płci męskiej bardzo piętnujące, zwłaszcza gdy na szkoleniu na temat Przemocy w Rodzinie jestem jednym z kilku mężczyzn obecnych na sali. Ale niestety takie są realia. Przemoc przywieziona z Polski Wielu Polaków emigrujących na Wyspy takie podejście do dzieci przywozi ze sobą. Co jednak w Polsce jest niestety niemalże sprawą kulturową, takie przynajmniej jest ogólne przeświadczenie narodu, tu w Wielkiej Brytanii jest to jeśli nie przestępstwem to na pewno poważnym wykroczeniem według prawa. Zapewne większość rodzin, jeśli nie każda, ma swoje "tajemnice", których nie chciałyby za nic w świecie ujawnić. A i ich wydobycie na światło dzienne bez pomocy i udziału samych zainteresowanych jest bardzo trudne, a czasami wręcz niemożliwe. Nie są naszą własnością Jeżeli chodzi o dzieci, to sprawa wygląda diametralnie różnie. Dzieci nie są tylko i wyłączni naszą własnością. To, że daliśmy dziecku życie nie uprawnia nas do tego, aby im je zatruwać czy wręcz odbierać. Dzieci nie są w stanie same podjąć kroków prawnych ani uwolnić siebie samego od przemocy. Dlatego w Wielkiej Brytanii taki obowiązek spada na dorosłych. Każdy, kto z racji pełnionej funkcji czy wykonywanego zawodu zbudował lub jest w stanie zbudować bliski związek emocjonalny, może być tym, który przyczyni się do wyrwania dziecka z przemocy. Kto może być przez dziecko uznany za godnego zaufania. Paradoksalnie są to opiekunowie, nauczyciele, trenerzy czy dalsi członkowie rodziny. Piszę paradoksalnie, gdyż statystycznie te same osoby stanowią największe zagrożenie dla dzieci i to z racji zaufania, jakie mogą zdobyć przez ciągły kontakt z dzieckiem. Osoby te mają wręcz prawny obowiązek, aby podjąć odpowiednie kroki w kierunku zminimalizowania zagrożenia przemocy w rodzinie. Wiem, że tak powinno być wszędzie, że w Polsce istnieje funkcja Rzecznika Praw Dziecka a z racji przynależności do Unii Europejskiej prawa te także powinny być przestrzegane i w naszym kraju. Tak jest przynajmniej w teorii. Jaka jest praktyka, a zwłaszcza podejście Polaków do tego problemu, można to coraz wyraźniej zobaczyć tu na Wyspach obserwując naszych rodaków w wyraźnym kontraście z brytyjski ustawodawstwem. Pomoc w zasięgu ręki Nie jest oczywiście moim celem wychwalać brytyjski system prawny i zapewne wiele jeszcze zostało do zrobienia, ale w tej akurat kwestii na pewno wiele się już robi. Istnieją już takie organizacje rządowe jak NSPCC, która prowadzi swoją darmową gorącą linię Child Protection Helpline (0808 800 5000), lub darmowy i anonimowy Childline (0800 1111). Godny polecenia jest każdy lokalny oddział Social Services, gdzie 24 godziny na dobę specjalnie dobrani i przeszkoleni doradcy są w stanie doradzić co robić dalej w przypadku naszych podejrzeń aktu przemocy względem dziecka. Czy to naszego czy całkiem obcego. Zwłaszcza te obce dzieci często potrzebują naszej interwencji. Strach przed obcymi Witold Matulewicz Pedagog, Dyrektor Przedszkoli Polskich i Szkól Języka Polskiego "Nasze Dzieci" www.naszedzieci.co.uk