- Gdy rząd otwarcie sabotuje działanie głowy państwa, powstaje pytanie o intencje rządu - powiedział Kowal odnosząc się do odmowy udostępnienia przez kancelarię premiera Lechowi Kaczyńskiemu rządowego samolotu na przelot do Brukseli. - Została przekroczona pewna granica, której przekraczać nie było wolno - oświadczył poseł PiS. Jak przypomniał, jeszcze we wtorek mówił, że nie wierzy, aby dyplomaci, polscy politycy nawet w największej zapiekłości posunęli się do tego, by publicznie na arenie międzynarodowej dezawuować głowę własnego państwa. - Dzisiaj mamy do czynienia z taką sytuacją - ocenił Kowal w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie. Jego zdaniem, zostały przekroczone też granice tego, na co sobie mogą pozwolić członkowie rządu w stosunku do prezydenta. - Oto urzędnik kancelarii premiera publicznie mówi do zwierzchnika sił zbrojnych, że odmawia mu możliwości podróżowania samolotem do Brukseli. To nie jest już dzisiaj ani cyrk, ani żadna przepychanka - to jest dzisiaj bardzo poważna sprawa - stwierdził poseł PiS. Polityk pytał, czy przekraczanie tych granic jest dopuszczalne w obecnej sytuacji Polski. Czy ktoś, kto składał ślubowanie i każdego dnia powinien odpowiadać za pomyślność - w tym przypadku negocjacji - może sobie na coś takiego pozwolić pod jakimkolwiek pretekstem - zaznaczył. Kowal uważa, że polityka zagraniczna, kwestie bezpieczeństwa, polskie uczestnictwo w UE to nie są sprawy tylko jednego polityka, jednego rządu i jednej partii. Jego zdaniem, odpowiedzialność w Polsce powinna polegać na tym, by do tych spraw wciągać jak największą ilość osób i budować wokół nich jak największą zgodę. Pytany, jaki może być scenariusz na najbliższe godziny, gdy prezydent wyląduje już w Brukseli odparł, że nie sądził, iż wydarzy się to, co się wydarzyło i nie jest w związku z tym w stanie prorokować, co się będzie działo dalej. Zdaniem byłego wiceszefa MSZ podłoże konfliktu między głową państwa, a szefem rządu jest polityczne. - Jest jasność, że nie ma szczerości ze strony rządowej dlatego, że podawano różne powody, dla których pan prezydent nie powinien znaleźć się w Brukseli - zauważył b. wiceszef dyplomacji.