W niedzielę wieczorem Guardian, New York Times i Spiegel podały opublikowane przez WikiLeaks informacje dotyczące wojny w Afganistanie. Ujawnione dokumenty dotyczą ponad 90 tys. incydentów i operacji z lat 2004-2009, m.in. działań amerykańskich wojsk specjalnych polujących na dowódców talibów, ostrzału cywilów i własnych wojsk, w tym ostrzału wioski przez polskich żołnierzy. - Może to być celowe wypuszczenie materiału prawdziwego pomieszanego z fałszywymi informacjami, przeznaczonego dla analityków strony przeciwnej, by wyciągnęli fałszywe wnioski. Wywiady posługują się takimi metodami - powiedział Łuczak. - Jeżeli nie taki był cel, lecz mamy do czynienia z autentycznym przeciekiem, dowodzi on, że w Ameryce i w internecie można dogrzebać się do wszelkich informacji - dodał. Zdaniem Łuczaka w tym drugim przypadku przeciek może być dziełem analityków, którzy weszli w posiadanie autentycznych dokumentów i przez ich upublicznienie "chcą powiedzieć basta nieudolnie prowadzonej wojnie". Łuczak zwrócił uwagę, że raporty dotyczą zarówno amerykańskiej operacji Enduring Freedom, jak i dowodzonej przez NATO misji ISAF. Łuczak uważa, że materiały na pewno będą analizować nie tylko talibowie, ale i inni afgańscy przeciwnicy prezydenta Hamida Karzaja, ponieważ mogą w ten sposób sprawdzić skuteczność działań przeciw zachodniej koalicji. - Na pewno będą też przedmiotem analiz wywiadów wojskowych na całym świecie. Łatwo skonfrontować oficjalne doniesienia NATO z suchym raportem na temat tego samego zdarzenia, można zobaczyć, co jest prawdą, a co propagandą - dodał wydawca "Raportu". Według Łuczaka, jeżeli przeciek jest autentyczny, może mieć niebezpieczne skutki dla zachodnich wojsk - pozwoli przeciwnikom wywnioskować, jakie są słabe punkty koalicji, jak można silniej i skuteczniej w nią uderzać.